2007-12-18

weekendowy czwartek

Złośnica przywitała strudzonych ciężką podróżą warszawiaków już na dworcu. Oczywiście jak to mają w zwyczaju spóźnili się ponad 30 minut, jednak nikogo to już nie dziwi. Oni nawet pociągiem muszą się spóźnić, bo przecież inaczej nie byliby sobą. ( pominę milczeniem fakt, że na pociąg też się spóźnili i dopadli go dopiero na następnej stacji narażając biedną niewiastę na samotną podróż ciemnym pociągiem w ciemnym tunelu ). Po przyjeździe radośnie popijając domowej roboty capirinie* ( całe szczęście młotek świetnie się sprawdza w roli kruszarki do lodu ) studiowali plan miasta . Pan S wczuł się w rolę przewodnika i dokładnie punktował co i kiedy należy pozwiedzać. Przy drugiej szklaneczce capirini zamówili bilety autobusowe na trasie Edynburg - Aberdeen. Przy trzeciej skupili się już tylko na tym, że z Urwiego wielki urwis i nie pozwolili mu spać jednocześnie nakazując spożycie niespożytych ilości krupniku. Niestety złamał się, złamał się Urwi i zasnął , czym oficjanie zakończył ten uroczy już poranek.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie że byłem po pracy , buuuu spili mnie... buuuu.... ale przynajmniej się wyspałem :] a jakie sny miałem oj :]

ps capirinia cacy :]