2007-02-28

przesądy

jaki poniedziałek taki cały tydzień ...

Czy coś w tym jest ? obawiam się, że tak. Poniedziałek dał mi w kość. Wtorek był jeszcze gorszy. Środa póki co jeszcze mnie nie zabiła, ale marzę już o tym żeby była niedziela. Moje szczęście chyba znowu poszło spać. Nie podoba mu się panująca wokół aura i zwyczajnie nudzi się ze mną. Chyba powinnam je lekko sprowokować do działania. Chyba powinnam mu poświęcić więcej czasu. No bo przecież o szczęście trzeba dbać. Prawda ?

2007-02-27

to 24 był lutego ....



Złośnica była w końcu na szantach w Krakowie. Wybierała się tam już kilkarotnie, ale zawsze wiało w innym kierunku. Tym razem szczęśliwie dopłynęła do Krakowa. Imprezowanie wraz z 23 innymi osobami rozpoczęła już w pubie "kuranty". Dwie godziny później halsując lekko i wesoło, ale jednak halsując bo kurcze jakoś dziwnie zawiewało , towarzystwo dotarło do Rotundy - sali z rewelacyjną "klimatyzacją" ;) . Złośnica lekko się rozczarowała wielkością sceny i ilością osób, które mogły swobodnie pooglądać koncert. Rozczarowujące było również to, że na całej sali porozstawiane były krzesełka i nie bardzo było jak poskakać. Po kilku przestanych kawałkach, Złośnica udała się w kierunku piwopoju i dostarczyła do swego krwioobiegu odpowiednią ilość substancji wprawiającej w dobry nastrój ( z sokiem oczywiście). Przy okazji spożycia posiedziała ze znajomymi i pośpiewała wpatrując się w telebim, na którym było lepiej widać co się dzieje na scenie niż przed samą sceną. Kilkanaście minut później na wspomnianej już scenie pojawił się zespół Mietek Folk. No i nie było przebacz. Złośnica porwała kogo się dało i poszła skakać pod samiusieńką scenę nie bacząc, że depcze po palcach osoby siedzące w pierwszym rzędzie. Została tam już do końca koncertu, a towarzyszący jej skakacze dzielnie donosili płyn dodający energii (z sokiem oczywiście). Pograli jeszcze mechanicy i kowal i nastał niespodziewany koniec. Było już po 2. Złośnica dopadła toalety i bardzo się zdziwiła. Były tam 2 kabiny i ... dwie kolejki. Jedna przeznaczona dla pań z kłopotami żołądkowymi. Ktoś ma jakiś pomysł skąd nagle taki pomór wśród narodu ? Jednak trzeba pochwalić kolejkowiczki za pomysłowość. Ta sikająca kolejka przesuwała się znacznie szybciej i czyściej. Ekipa wyszłia przed Rotundę i okazało się, że straszliwie wieje. Ojojo niektórych trzeba było wziąć na hol i doholować do Starego Portu. Udało się szczęśliwie dohalsować w 30 minut - po drodze śpiewając w niebogłosy. O dziwo znaleźli duży stolik- co prawda nieco oddalony od sceny ale jednak stolik. Zmęczeni potworną halsówką i przewiani wiatrem podnosili się na duchu i ciele życiodajnym piwem. Złośnica z sokiem oczywiście. No i wszystko zaczęło się od początku. Gitara poszła w ruch gardła wydały bardziej lub mniej fałszywe tony i zabawa trwała. Niestety gitarzysta się złamał jak czerpak w kawale. Złośnica korzystając z resztek jasności umysłu jakie jej pozostały, dyskretnie przeniosła się pod scenę by kontynułować wycie: "kochany boję się twoich pooowrootów ". Dobrze, że zespół grał głośno. Gdy zegarki nieubłaganie i jednogłośnie wskazały godzinę 5 - kierowca zarządził odwrót. Całą drogę Złośnica wspominała dawne mazurskie czasy. Śpiewy w tawernach (otwartych do ostatniego gościa a nie tak jak teraz do 23 - zgroza), spanie na ławkach w "kufelku", wycie w "Zęzie" jak również niekończące się ogniska przy gitarze Gibona. To były czasy. Złośnicy na myśl przyszły też katowickie Tratwy, pierwsze kontakty z alkoholem wysoko procentowym, powroty z zapchanym samochodzie. Tak, to były piękne czasy.

2007-02-16

historia jednej znajomosci

Działo się to dawno dawno temu. Pewna dama upatrzyła sobie przystojnego młodzieńca i orzekła : mój ci on ! Nie działo się to jednak aż tak dawno, by taka deklaracja wystarczyła, więc niewiasta musiała podjąć pewne kroki. Zadzwoniła do Złośnicy z błagalną prośbą

- Z prooooszę, jedź ze mną pod namiot. proooszę, samej mnie rodzice nie puszczą, a on tam będzie.

Z troszkę kręciła nosem, ale uległa, no bo nie wolno stawać na drodze do szczęścia. Akcesoria potrzebne do wyprawy zostały zgromadzone i zapakowane do niebieskiego jeździdełka. Dziewczyny ze śpiewem na ustach (na zmianę Myslovitz i wybaczcie - Ich troje) popędziły we wskazanym kierunku. Z miała pewne obawy co do tego wyjazdu. Nie znała tam nikogo, a jakoś ciężko było jej uwierzyć w deklaracje niewiasty, że jej nie zostawi obcym ludziom na pożarcie. No tak , zapomniałam dodać, że ten tajemniczy wyjazd to był zlot maniaków IRC-owych, a Z dopiero zaznajamiała się z tym sposobem wykorzystania komputera. Na pole namiotowe dojechały w miarę bezproblemowo. Okazało się, ku wielkiemu zdziwieniu Złośnicy, że ci IRC`maniacy wcale nie mają szponów, pryszczy i długich zębów. Była to całkiem sympatyczna grupa ludzi. Z niektórymi Z utrzymuje kontakty do dziś. No ale wracając do tematu, bo nie o Z ta opowieść. Wbrew obietnicom niewiasta po 20 minutach pobytu na polu namiotowym uznała, że Z już całkiem dobrze sobie radzi i pognała na spytki. Nie rozmawiały z Z aż do czasu, gdy położyły się spać. Wtedy to Z dowiedziała się wszystkiego. Niewiasta wręcz histerycznie przeżywała, że towarzyszka podroży jej wybrańca (wysoka blondyneczka) jest jego oblubienicą. Na całe szczęście okazało się, że to tylko siostra. Następnym problemem okazał się Wallace, który zamiast ulotnić się dyskretnie podziwiał gwiazdy wraz z mającymi się ku sobie bohaterami tej opowieści. Wiele jeszcze było podchodów, zanim wyjazd dobiegł końca. Z wymyślała przeróżne sposoby aby wybrańca uwiecznić na fotografii wraz z zakochaną niewiastą. Było wesoło i całkiem przyjemnie. Po tamtym wyjeździe niewiasta postawiła na swoim i rozpoczął się system randkowy, wspólne wakacje aż swoim wrodzonym wdziękiem i sprytem doprowadziła do ślubu. No i niech mi ktoś powie, że kobieta nie potrafi.

 

Mamy dalsze dzieje

Siedziala za biurkiem. Zadzwonił telefon. W pokoju było dość głośno, więc żeby spokojnie porzmawiać wyszła na korytarz. Podczas rozmowy z prezesem jednej z firm poczuła ogromne parcie na pęcherz. Skończyła rozmawiać wbiegając do toalety. Gdy wyszła z kabiny, zobaczyła jak jakiś facet myje ręce w umywalce . Cóż- pomyślała - każdemu zdarza się pomylić. W drzwiach spotkała się z kolejnymi dwoma, którzy na jej widok uciekli do wc obok. To już troszkę ją zaniepokoiło. Spojrzała na obrazek nad drzwiami a tam wypisz wymaluj trójkącik.

 

2007-02-09

Wiadomości od Natalii

Pamietacie dziewczynę, o ktorej pisałam na początku stycznia? Tych co nie pamiętają odsyłam do postu z początku roku ( http://plamka.blogspot.com/2007/01/moje-nadzieje-noworoczne.html ). No więc wyglada na to, że wychodzi powoli na prostą. Rodzina dała jej spokój i tylko siostra utrzymuje z nią kontakt i usilnie namawia, żeby Natalia załatwiła jej miejsce u siebie. No bo Natalia dostała pokój w hostelu. Warunki ma bardzo dobre. Pokój 3-osobowy, ale dostała go do własnej dyspozycji. Warunki do nauki idealne. Martwi mnie trochę zainteresowanie siostry. Boję się, że ta chęć wprowadzenia się do Natali to poprostu próba polepszenia sobie warunków bez zmiany trybu życia. Nie chcę, żeby wciągnęła Natalię w to bagno, w którym sama się znajduje i w którym najwyraźniej bardzo jej dobrze. Siostra Natalii to niepełnoletnia mama uroczego synka, bardzo pyskata i pewna siebie. Świetnie dogaduje się ze środowiskiem w którym żyje i często uczestniczy w libacjach alkoholowo-narkotykowych. Proponowaliśmy jej, aby zgłosiła się do domu samotnej matki albo do biura interwencji, ale odmówiła. Nie jest podopieczną fundacji. Mam nadzieję, że Natalia wyrwie się ze świata, do którego tak bardzo nie pasuje. W zeszły piątek N była na studniówce. Dyrektor szkoły zafundował jej wejście. Pracownicy fundacji postarali się o to, żeby ładnie wyglądała, no i znalazł się anonimowy sponsor na garnitur dla jej partnera. Chłopak, który z nia poszedł był tak samo szcześliwy jak ona. Nie było go stać na swoją studniówkę. Jest podopiecznym fundacji. Garnitur przyda się na maturę i egzaminy. To jego pierwszy garnitur w życiu. Serce rośnie, gdy można komuś pomóc. Wiele wzruszenia towarzyszyło tej studniówce. Popłynęło wiele łez. Ktoś powie, że to tylko studniówka, że nic wielkiego, że innym też należało się dofinansowanie. Nie macie jednak pojęcia ile radości dało to tym dzieciakom. Bo życie to nie tylko chleb. Życie to również uśmiech i radość. Malkontent powie, że za ten garniut można było nakarmić kogoś innego. To prawda, ale nie da się pomóc całemu światu. Nie da się nakarmić i pocieszyć wszystkich głodujących. Jeżeli jednak da się sprawić komuś radość i pokazać, że nie wszystko stracone, że jest nadzieja, że w ich sytuacji życiowej również jest miejsce na usmiech - to moim zdaniem to jest już bardzo dużo.

Basenowe brykanie

Złośnica kocha wodę jak każdy pirat zresztą. Pod wpływem rozmowy z pewnym czar_nym charakterem, pojechała 30 km by pomoczyć się w basenie. Udało się dziewczynom załapać na zajęcia z hydrorobiku. Brzmi ciekawie prawda ? Były to zajęcia mocno wysiłkowe - dużo brardziej niż zwykły aquaaerobik. Prowadziła je kobieta-tyran. Zaczęło się od tego, że ubrała niczego jeszcze nieświadome ofiary w pasy wypornościowe, wręczyła magiczne rękawiczki, po założeniu których dłonie wyglądały jak płetwy, wręczyła ciężarki i makarony i zagoniła do wody. Gdy już z odpowiednim obciążeniem wszystkie ofiary (sztuk 16) znalazły się w wodzie, z dziwnym błyskiem w oku oznajmiła - no to się teraz zabawimy. Zaraz po tym jak Złośnica usłyszała zasady - należy pozostawać przez 60 minut w ciągłym ruchu, za źle wykonane ćwiczenia będą kary w postaci dodatkowych powtórzeń etc- miała ochotę uciekać, ale jak tu biegać z takim obciążeniem ?? Udało się jakoś przetrwać te 60 minut, ale do domku Z wracała średnio-ciepła. Następnego dnia ochoczo pomaszerowała na swoje cotygodniowe zajęcia. Do tej pory nie może zrozumieć jak to się stało, że na jej kochanych łagodnych zajęciach nagle pojawiły się mordercze ćwiczenia. Czyżby pan Darek czytał w myślach Z ? Czy to może jakaś zmowa ? Cokolwiek by to nie znaczyło efekt jest taki sam. Z ledwo się rusza i krzywi się przy tym okropnie. Starość nie radość.

 

2007-02-08

biedni chińczycy

przechodząc obok kuchni usłyszałam westchnienie

- ehh biedni ci chińczycy

Zajrzałam do kuchni nieśmiało. Mama siedziała zatroskana nad gazetą. Pomyślałam, że jakiś kataklizm znowu nawiedził Chiny.

- co się stało ????
- no wyobraź sobie, że przez 45 lat nie mogli oglądać Jamesa Bonda
- buhhahahahahhahahahahah


Głośny śmiech wydobywający się z mojego gardła sprawił, że przerażony tata przybiegł do kuchni zobaczyć co się stało ;)

ps. mama jest fanką Jamesa Błąda - oglądała wszystkie części po kilka razy.

 

śluby

 
Same śluby wokół. Ostatnio jakby na znak-sygnał znajomi zaczęli mnie informować o planowanej zmianie stanu cywilnego. Zapowiadają się w tym roku 3 śluby ( 3 wesela) a w przyszłm roku kolejne 2.To chyba znaczy, że już naprawdę jestem stara i czas poszukać domku na wsi, stada kotów (żeby pies nie głodował) i przestać dbać o fryzurę. No chyba, że jest to znak, że piratowi czas na morze. Czas rozwinąć żagle i poznać to co jeszcze niepoznane. Zawalczyć o kolejny stempelek w książeczce.

pomyślę o tym jutro, a narazie ... 11.02.2006 Katowicki Spodek - Targi ślubne

 

mały i duży

Weekend upłynął pod znakiem koncertów.
W piątek byłam na małym, można powiedzieć kameralnym koncercie Normalsów. Szczerze przyznam, że pierwszy raz ich słyszałam. Czy mi się podobało? Chyba tak, bo w sobotę z samego rana zaopatrzyłam się w ich płytkę i katuję domowników.
Sobota. Oj zaganiany dzień bardzo, ale o tym później. W sobotę wylądowałam na trybunach Katowickiego spodka by zobaczyć i usłyszeć oratorium "tu es petrus". Jestem pod wielkim wrażeniem. Rubik spalał się machając batutą. Każdy dzwięk znajdował odbicie w jego ciele. Facet ruszał przez dwie godziny każdą częścią swojego ciała. Włącznie z pośladkami. Muzyka cudowna. Teksty również. Spodek wypełniony po brzegi. Jedyne, co przeszkadzało w rozkoszowaniu się muzyką był chłód. Całe szczęście, że nie oddałam płaszcza do szatni.Całe dwie godziny przesiedziałam w płaszczu i rękawiczkach.

Dwa totalnie różne koncerty zarówno pod względem muzycznym jak i pod względem rozmachu. Normalsi grali w trojkę a  na scenie spodka stanęło ok 200 osób. Oba koncerty, mimo różnic zrobiły na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Lubię weekendy gdy coś się dzieje.

ps. www.normalsi.pl - można posłuchać kilku kawałków polecam.

 

2007-02-01

tęskni mi się za latem


 

*kliknij aby powiększyć