2006-11-22

Mama once again

 
Poniedziałek 20:15 . Siedzimy z mamą przed telewizorem z zapartym tchem śledząc kolejne perypetie rodziny Mostowiaków. Ciszę ograniczoną miarowymi oddechami przerywa dzwonek telefonu. Chwila przeczekania - może ktoś się ruszy i odbierze. Telefon milknie by po kilku sekundach odezwać się ponownie.

- Maaaamo to twoja komórka !
- Trudno przecież wszyscy wiedzą, że oglądam serial.

Gdy telefon zadzwonił po raz kolejny - nie wytrzymałam, pobiegłam na dół i odebrałam natręta. Dzwoniła pani, która sprząta w biurze, to co powiedziała rozbawiło mnie do łez. Okazało się, że mama wychodząc z pracy zostawiła klucze w zamku. Po serialu wczułam się w rolę rodzica i strzeliłam mamie wykład moralizatorski. Po dziesięciominutowym monologu w odpowiedzi usłyszałam :

- No ale drzwi zamknęłam prawda ???

no zamknęła .

Dumna


 
Jestem bardzo dumna z naszych wspaniałych siatkarzy. Ahh jaka szkoda, że mnie nie było na tych meczach. Chłopaki wyszli z grupy bez straty seta. Są jedynym zespołem z takim wynikiem. Wynikiem 3:0 zakończyły się mecze z Chinami, Argentyną , Egiptem, Puerto Rico oraz Japonią. W sobotę rozpoczynają się rozgrywki 2 rundy MŚ. Polacy zagrają z Tunezją (25.11) , Kanadą (26.11) , Rosją (28.11) i Serbią (29.11) .

Tak więc droga załogo ...trzymać kciuki i zdzierać gardła :

W GÓRĘ SERCA POLSKA WYGRA MECZ !!!!

Lubię śpiewać, lubię tańczyć, lubię ZAPACH POMARAŃCZY


W tak paskudny i ponury dzień jak dziś trzeba sobie jakoś radzić, żeby nie popaść w totalną jesienną depresję. Poza porządkami, za które się zabrałam dobrym rozwiązaniem jest też wprowadzić się w dobry nastrój. Jak to zrobić ? To proste. Wystarczy włączyć wesołą muzyczkę, przy której dobrze się sprząta, śpiewa i tańczy ( w moim przypadku sprawdzają się składanki niezbyt ambitne w stylu soundtracków z "Magdy M" czy też z "Tylko mnie kochaj" ), odpowiednio doświetlić pokój i dodać miły zapach np pomarańczy. Światła i muzyczka to nie problem. Zapach też okazał się drobnostką. Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem ususzenia kilku owoców i zrobienia z nich ozdób na choinkę. Kilka pomarańczy i suszarka do owoców załatwiły więc sprawę zapachu. Dużo przyjemniej porządkuje się w takiej atmosferze, no i to co za oknem już tak bardzo nie przeszkadza.
Polecam lekko zdołowanym i przesyłam pomarańczowe pozdrowienia.

Porządki


Ostatnio odwiedziłam znajomych w ich nowym domu. Kilka dni później byłam u koleżanki w jej nowym mieszkanku. W obu przypadkach w mieszkaniach można było odnieść wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Wszystko jest poukładane i leży dokładnie tam gdzie powinno. Prostota i minimalizm z jakim urządzone były pokoje sprawiły, że rozejrzałam się u siebie. Odkryłam, że mam masę niepotrzebnych rzeczy, drobiazgów, ozdobników , świeczek, kubeczków. Należę do grupy ludzi zwanych zbieraczami. Otaczam się takimi dorbiazgami i nie potrafię się ich pozbyć. Przed każdymi świętami dokupuję kolejne ozdóbki i cieszę się z nich jak dziecko. Po świętach upycham gdzieś nogą po szafkach i prawdę mówiąc mało co po roku zostaje z tych szafek wyjęte. Dlaczego ? Bo przybyła kolejna porcja nowych ozdób, bo nie pasują kolorystycznie do koncepcji, bo poprostu się znudziły , bo zupełnie o nich zapomniałam albo nie potrafię znaleźć. Dlatego teraz przytłoczona nadmiarem otaczających mnie przedmiotów zabieram się za porządkowanie i obiecuję powyrzucać kilka worków z moimi "ulubionymi" rupieciami. Już jest mi przykro i smutno z tego powodu.

PS. właśnie wróciłam z piwnicy. Tata wziął się za czyszczenie starych szafeczek po prababci. Oj i znowu wniosę do zagraconego już pokoju kolejne meble. Chyba mnie pogięło już zupełnie.

Cała ja


Usłyszałam parkujący samochód. Podeszłam do okna. Tak, to ona. Wróciła do domu. Nastawiłam wodę na herbatę i ponownie podeszłam do okna. Samochodu nie było. Wprowadziła do garażu ? Niemożliwe ! Zalałam herbatę i czekam. Mija 5 minut, mija 10. Jej wciąż nie ma. Po 15 minutach zaczęłam się niepokoić. Ponownie podeszłam do okna. Przetarłam oczy ze zdziwienia. Na podjeździe znowu stało auto. Czy to możliwe, żebym poprzednim razem go nie zauważyła ? Rozważania przerwał mi chrobot przekręcanego klucza. Weszła. Rozebrała się i z dziwnym uśmiechem na twarzy zasiadła do herbaty.

- Jak coś Ci opowiem to padniesz - od tych słów wszystko zaczęło się ukladać w logiczną całość. - byłam z dziewczynami na kawie, poplotkowałysmy trochę i zebrałyśmy się do domu. Jak wysiadłam z auta pod domem to się okazało, że teczkę ze wszystkimi dokumentami zostawiłam w Caffe Pogoń ....

kilka dni później ...

miejsce akcji : Macro cash and carry .
krótki opis : ja pcham wyładowany nikomu-nie-potrzebnymi zakupami wózek. Zza regału wyłania się ona:
- masz moją torebkę ? - pyta lekko zdezorientowania
- nie mam
- niemożliwe przecież Ci dawałam - rzuca oddalając się w kierunku regałów.

30 sekund poźniej rozlega się wołanie :
- mam, znalazłam ... leżała koło regału z pościelą - świergocze zadowolona.


Drodzy moi przedstawiam Wam moją mamę. A ja głupia zastanawiałam się po kim to mam ...


2006-11-16

szczęście w nieszczęściu (a raczej w kalectwie umysłowym)

pech :
Podjechałam na stację BP rudym dieslem i z typową dla siebie pewnością sięgnęłam po 95 (bezolowiową oczywiście ;) )
szczęście:
Wlałam tylko 1,5 litra

pech:
Spiesząc się z dostawą pizzy wypadłam na parking i dość szybko zbliżałam się do Rudego gdy spostrzegłam, że ktoś majstruje przy zamku !
szczęście :
ZANIM zaczęłam krzyczeć - spostrzegłam, że w odróznieniu od mojego 3-drzwiowego Rudego ten ma ich aż 5, a włamywacz posługuje się kluczykiem !

pech :
Biegnąc z tą pizza dalej dopadłam 3-drzwiowego Rudego. Nacisnełam pilota i Rudy do mnie nie zamrugał, a tym samym drzwi pozostały zamknięte.
szczęście :
Zamrugał Rudy zaparkowany w alejce dalej - nareszcie odnalazłam właściwego - jak to mówią do 3 razy sztuka.

 

Ula z IIb vs 30`stka

Zrobiłam to. Po 6 miesiącach znowu to zrobiłam. Pełna spokoju ducha usiadłam wygodnie. Żartowałam, piłam kawę i z ufnością spoglądałam jak czas mierzony w centymetrach spada na wyłożoną pastelowymi kafelkami podłogę . Było miło. Na koniec już z mniej wyraźną miną uszczupliłam swój budżet i ze spuszczoną głową wróciłam do domu.....
.....Teraz, za każdym razem gdy spoglądam w lustro jestem zła na siebie, a czasem chce mi się płakać. Jak do jasnej cholery mogłam za własne pieniądze to sobie zrobić ? Jak to się stało , że dałam sobie obciąć ich aż tyle ??? Na przemian widzę w tym lustrze grzeczną Ulę z IIb oraz starą nudną babę po 30.
Całe szczęście kiedyś znowu będzie normalnie. Tylko jak ja wytrzymam tych kilka miesięcy ? Tak bardzo nie lubię chodzić w czapkach :(

 ps. może jak ufarbuję się na czarno i zrobię pomarańczowe pasemka to to coś pomoże co ?
ps2. pomijając fakt, że mnie to już nic nie pomoże ;)

2006-11-11

Młode lata pirata

Pewnego niezbyt pięknego niedzielnego popołudnia, na przełomie września i października roku pańskiego 1994, przy wietrze przeszywającym do samiutkich kości poubieraną po zęby załogę, na środku sztucznego zalewu zwanego dumnie Pogorią III, kołysała się wydra. (Wydra, jak oczywiście wszyscy wiecie, to taka łódeczka-żaglóweczka co się ponoć trzeba natrudzić żeby ją wywrócić ) Na onej rzeczonej wyderce nauki żeglowania pobierała Złośnica. Ubrana we wszystko co przywiozła ze sobą na ten weekend, dygotała z zimna i odliczała minuty do końca manewrów. Już za chwileczkę, już za momencik mieli zrobić ostatnie podejście do pomostu i zakończyć pływanie. Niestety, jak to zwykle w życiu Złośnicy bywa - wszystko potoczyło się jak w kiepskim filmie. Siedząca przy sterze Meluzyna tak się przejęła wykonywanym zadaniem, że zrobiła wszystko na odwrót. W niebezpiecznej sytuacji zamiast luzować to wybrała, zamiast od siebie to mocno do siebie przytuliła ster. Powiało grozą i zimnym wiatrem. Rach ciach i ponoć nieprzewracalna wydra zanurkowała masztem w wodzie.Załoga, wraz z Meluzyną(dzielna dziewczyna, wypadając nadal trzymała ster - no bo przecież uczyli,że cokolwiek by się nie działo steru nie wolno wypuszczać z rąk) zrobiła chlup i znalazła się w lodowatej wodzie.Złośnicę zdenerwował fakt, że nagle zrobiło się niesamowicie zimno i mokro, ubrania nasiąkły w sekundzie i zaczęły ciągnąć w dól, a na jej głowie spoczywała jakaś wielka biała płachta. (no bo najgorzej to po wywrotce znaleźć się pod żaglem - już wiecie gdzie była Złośnica ??? ) Wygramoliła się jakoś z tej żaglowej pułapki i wczołgała na inną jednostkę pływającą, która przybyła z pomocą. Myślała, że to już koniec przygód na dziś. Oj bardzo się myliła. W budynku, w którym znajdowały się jej rzeczy uświadomiła sobie, że wszystkie przywiezione ciuchy ma na sobie. Nie pozostało jej nic suchego. Nie mówiąc już o butach. Ciężko westchnęła, wypiła ciepłą herbatkę i wyszperała z dyżurnych ciuchów remontowych jakieś poprzedzierane na kolanach i pośladkach spodnie. Pożyczyła 6 rozmiarów za duży sweter i dziś już nawet nie wie skąd miała te o 3 rozmiary za duże buty. Przyodziała się w strój rodem z dworca centralnego i z plecakiem wypchanym po brzegi mokrymi ciuchami ruszyła w kierunku przystanku. Pech chciał, że autobus bezpośredni nie kursował w niedzielę. "Bezdomna" Złośnica w brudnych od farby spodniach i za dużych butach zmuszona była przesiąść się z autobusu na tramwaj w centrum miasta. Spojrzenia współpasażerów nie pozostawiały wątpliwości. Z przerażeniem unikała ich wzroku. Bała się, że za chwilę zaczną jej rzucać pod nogi drobnymi, lub co gorsza oplują zmarzniętego pirata, bo w oczach wielu z nich widać było sporo wrogości. Tramwajem dotarła na osiedle. Z przystanku do domu miała zaledwie kilkadziesiąt metrów. Myślała, że to już koniec upokorzeń i że może już odetchnąć z ulgą. Niestety i tym razem się pomyliła. Chwilę wcześniej w kościele skończyła się msza. Tłum zbliżał się do człapiącej powoli Złośnicy. Zanim dotarła do bloku musiała kilkarazy powiedzieć "dzień dobry" mijającym ją nauczycielkom, sąsiadkom, mamom znajomych. Oj tłumaczyć się biedna musiała przez przynajmniej 2 tygodnie. Takie osiedla pałają rządzą sensacji. Całe szczęście przygoda nie zakończyła się grypą!
 

Piątkowe obrady komisji trójstronnej

Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem obrad komisji trójstronnej. W przerwach między burzliwymi dyskusjami a wybuchami śmiechu członkowie komisji spożyli duuużą pizzę oraz talerz ciasta, popijając hektolitrami herbatki.

Wniosek nr 1 : Herbatka podawana przez Uolesa smakuje lepiej niż taka robiona samodzielnie.
Wniosek nr 2 : Jeszcze lepiej smakuje z obcego kubka .
Wniosek nr 3 : nawet zamrożone ciasto całkiem dobrze smakuje głodnemu Uolesowi.


Obradom towarzyszyło rozpychanie się na kanapie i oglądanie filmu.

Wniosek nr 4 : Do Uolesa należy przychodzić z własnymi filmami.
Wniosek nr 5 : Lepiej być gryzionym i drapanym przez Złośnicę niż kopanym po klejnotach przez Giz.


Postanowienia  kończące :

Wniosek nr 6 : Faceci to świnie i mają skrzywione pojęcie zdrady,ślubu i innych niebagatelnych problemów.
Wniosek nr 7 : Fajnie jest wiedzieć, że nie jest się osamotnionym w oczekiwaniu na zdjęcie z fotoradaru.
Wniosek nr 8 : Szklane stoliki nie są fajne.



Wnioski wyciągnięte po wyeliminowaniu jedynego członka :

Wniosek nr 9 : Steśmy stare i stetryczałe
Wniosek nr 10: Czas wyjść do ludzi.


podsumowanie :

wieczór należy uznać za udany i poczynić starania by było takich więcej.


 

 

2006-11-06

Fi once again

Mama Fi postanowiła odnowić prawo jazdy. Włożyła je do szuflady prawie 20 lat temu. Teraz nadszedł czas na zmiany w jej życiu. Jedna dotyczyła zakurzonego dokumantu uprawniającego do prowadzenia pojazdów mechanicznych. Wyjeździła kilka lekcji przypominajacych z literką L na dachu i zakupiła małe jeździdełko. Następnym etapem były jazdy przypominające w asyście małżonka. Podczas jednej z takich jazd wspomniany wyżej mężczyzna nie wytrzymał i opuścił pojazd. Gdy siedziała za kierownicą i zastanawiała się jak tu bezpiecznie dojechać do domu, z tylnego siedzenia odezwał się Fi :

- Mamo nic sie nie martw, ja z tobą zostanę. Nie martw się dasz radę. Powiem ci którędy jechać , ale w tych sprzęgłach to ci nie pomogę, bo się jeszcze nie znam.



Przy okazji takich historii zastanawiam się czy ja naprawdę nie chcę dzieci ?

 

Wieczór trzech sióstr


 
 "Jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanki, swawola! "

Za oknem szaro, buro i zimno. Deszcz pada, skutecznie zabijając w człowieku potrzebę eksploracji nowych pubów w mieście. Aura zdecydowanie nie sprzyja opuszczaniu domu, w którym ogień figluje w kominku a winko kusi uśmiechając się z karafki. W taki dzień jedyne co może zrobić pirat, aby nie zdziczeć do reszty, to zaprosić znajomych do siebie. Tak też stało się w sobotę. Przy tatusiowym winku odbyło się zebranie trzech sióstr. Tematy wraz z ilością wypitego alkoholu robiły się coraz bardziej rozwiązłe i nie nadają się do cytowania. Powiem Wam tylko w sekrecie, że siostra Uolesina zaskakiwała pozostałe coraz to pikantniejszymi wspomnieniami. Fiuu nie wiem czy takie wrażenie wywarły na nas uolesowe opowieści, czy też działo się tak pod wpływem procentów, ale w głowkach kręciło się nieźle. Humory dopisywały całej trójce, mimo iż w życiu każdego z nas ostatnio pojawiło się kilka powodów do smutku. To ważne, że potrafimy w swoim towarzystwie odreagować. Ważne jest też to, że potrafimy sobie powiedzieć to, co nam się nie podoba i nie obrażamy się na siebie o to. Powiem Wam też w sekrecie, że Giz przyznała się, do bycia egoistką ! Już nie należy do grupy anonimowych egoistów ! brawo dla tej Pani ! Jestem z niej dumna !
Wieczór zakończył się późno w nocy tradycyjnym spacerem Uolesa. Nie udało nam się go namówić , aby przespał się na kanapie. Wolał godzinę maszerować by po 3 dotrzeć do domu totalnie przemoczony. Nikogo kto go zna pewnie ten fakt nie dziwi. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chory.

kiedy przypłynie następny ?

  
                   PORT DE COMMERCE DEGRA DES CANNES - Gujana Francuska grudzień 2004 .

Zrobiłam tą fokę z pokładu kontenerowca. Po raz kolejny udawaliśmy wtedy, że pierwszy raz jesteśmy na pokładzie tego typu statku. Kolejny raz wzdychaliśmy nad rozmiarem ich kabin. Kolejny raz uśmiechaliśmy się szeroko na myśl o ich zapasach czystej wódki , podczas gdy u nas był już tylko gujański rum dostępny w sklepie po oszałamiającej cenie 3 euro za litr ( 0,5 l czystej kosztowało w 15 euro - to zbyt drogo jak na nasze mocno nadwyrezone kieszenie). Takie kontenerowcowe wizyty były dla nas biednych żeglarzy bardzo opłacalne. Kuk targał na statek wielkie bloki żółtego sera i innych pyszności. Załoga zawsze dostała coś dobrego. Czasem jakąś miłą buteleczkę, słodycze , karty telefoniczne, czasem pasty do zębów czy dezodoranty.  Tylko sobie nie pomyślcie, że byliśmy interesowni.Jakoś radzić sobie trzeba. Spotkania z marynarzami  dodały kolorytu postojowi w Gujanie. 
Nawet nie wiem jak to się stało, ale zaczeliśmy czekać na to, kiedy przypłynie następny ...