2006-12-06

zajeta ....


Złośnicowa krypa zwana "przeznaczeniem" znajduje się obecnie na bardzo niebezpiecznych wodach. Załoga z wielkim wysiłkiem wypatruje wystających z granatowej wody skał beznadziei. Potrzeba dużo zimnej krwi i rozwagi, aby przemierzyć te wody bezpiecznie. Co rusz Przezaczenie napotyka na połamane maszty żałośnie zatopionych statków . Tak. Złośnicowa krypa przemierza powolutku cmentarzysko statków , których ładownie niegdyś wypełnione były nadzieją i miłością.
- Co my tu właściwie robimy ? - z pewną dozą niepokoju zapytał Kuk
- Szukamy ... - odparła kapitan Złośnica
- Czego ?
- .... - ktp Złośnica pozostawiła to pytanie bez odpowiedzi. Być może sama nie wie czego tu szuka, być może nie chce się tym dzielić z załogą by nie wywołać niepotrzebnej paniki.

Tak więc wybaczcie, ale Złośnica przebywając w tak mrocznych zakamarkach krańca świata zwanego potocznie duszą, musi skupić się na szybkim powrocie, dlatego nowych postów brak.

Trzymajcie kciuki za powodzenie misji i rychły powrót do domu.

2006-11-22

Mama once again

 
Poniedziałek 20:15 . Siedzimy z mamą przed telewizorem z zapartym tchem śledząc kolejne perypetie rodziny Mostowiaków. Ciszę ograniczoną miarowymi oddechami przerywa dzwonek telefonu. Chwila przeczekania - może ktoś się ruszy i odbierze. Telefon milknie by po kilku sekundach odezwać się ponownie.

- Maaaamo to twoja komórka !
- Trudno przecież wszyscy wiedzą, że oglądam serial.

Gdy telefon zadzwonił po raz kolejny - nie wytrzymałam, pobiegłam na dół i odebrałam natręta. Dzwoniła pani, która sprząta w biurze, to co powiedziała rozbawiło mnie do łez. Okazało się, że mama wychodząc z pracy zostawiła klucze w zamku. Po serialu wczułam się w rolę rodzica i strzeliłam mamie wykład moralizatorski. Po dziesięciominutowym monologu w odpowiedzi usłyszałam :

- No ale drzwi zamknęłam prawda ???

no zamknęła .

Dumna


 
Jestem bardzo dumna z naszych wspaniałych siatkarzy. Ahh jaka szkoda, że mnie nie było na tych meczach. Chłopaki wyszli z grupy bez straty seta. Są jedynym zespołem z takim wynikiem. Wynikiem 3:0 zakończyły się mecze z Chinami, Argentyną , Egiptem, Puerto Rico oraz Japonią. W sobotę rozpoczynają się rozgrywki 2 rundy MŚ. Polacy zagrają z Tunezją (25.11) , Kanadą (26.11) , Rosją (28.11) i Serbią (29.11) .

Tak więc droga załogo ...trzymać kciuki i zdzierać gardła :

W GÓRĘ SERCA POLSKA WYGRA MECZ !!!!

Lubię śpiewać, lubię tańczyć, lubię ZAPACH POMARAŃCZY


W tak paskudny i ponury dzień jak dziś trzeba sobie jakoś radzić, żeby nie popaść w totalną jesienną depresję. Poza porządkami, za które się zabrałam dobrym rozwiązaniem jest też wprowadzić się w dobry nastrój. Jak to zrobić ? To proste. Wystarczy włączyć wesołą muzyczkę, przy której dobrze się sprząta, śpiewa i tańczy ( w moim przypadku sprawdzają się składanki niezbyt ambitne w stylu soundtracków z "Magdy M" czy też z "Tylko mnie kochaj" ), odpowiednio doświetlić pokój i dodać miły zapach np pomarańczy. Światła i muzyczka to nie problem. Zapach też okazał się drobnostką. Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem ususzenia kilku owoców i zrobienia z nich ozdób na choinkę. Kilka pomarańczy i suszarka do owoców załatwiły więc sprawę zapachu. Dużo przyjemniej porządkuje się w takiej atmosferze, no i to co za oknem już tak bardzo nie przeszkadza.
Polecam lekko zdołowanym i przesyłam pomarańczowe pozdrowienia.

Porządki


Ostatnio odwiedziłam znajomych w ich nowym domu. Kilka dni później byłam u koleżanki w jej nowym mieszkanku. W obu przypadkach w mieszkaniach można było odnieść wrażenie, że wszystko jest na swoim miejscu. Wszystko jest poukładane i leży dokładnie tam gdzie powinno. Prostota i minimalizm z jakim urządzone były pokoje sprawiły, że rozejrzałam się u siebie. Odkryłam, że mam masę niepotrzebnych rzeczy, drobiazgów, ozdobników , świeczek, kubeczków. Należę do grupy ludzi zwanych zbieraczami. Otaczam się takimi dorbiazgami i nie potrafię się ich pozbyć. Przed każdymi świętami dokupuję kolejne ozdóbki i cieszę się z nich jak dziecko. Po świętach upycham gdzieś nogą po szafkach i prawdę mówiąc mało co po roku zostaje z tych szafek wyjęte. Dlaczego ? Bo przybyła kolejna porcja nowych ozdób, bo nie pasują kolorystycznie do koncepcji, bo poprostu się znudziły , bo zupełnie o nich zapomniałam albo nie potrafię znaleźć. Dlatego teraz przytłoczona nadmiarem otaczających mnie przedmiotów zabieram się za porządkowanie i obiecuję powyrzucać kilka worków z moimi "ulubionymi" rupieciami. Już jest mi przykro i smutno z tego powodu.

PS. właśnie wróciłam z piwnicy. Tata wziął się za czyszczenie starych szafeczek po prababci. Oj i znowu wniosę do zagraconego już pokoju kolejne meble. Chyba mnie pogięło już zupełnie.

Cała ja


Usłyszałam parkujący samochód. Podeszłam do okna. Tak, to ona. Wróciła do domu. Nastawiłam wodę na herbatę i ponownie podeszłam do okna. Samochodu nie było. Wprowadziła do garażu ? Niemożliwe ! Zalałam herbatę i czekam. Mija 5 minut, mija 10. Jej wciąż nie ma. Po 15 minutach zaczęłam się niepokoić. Ponownie podeszłam do okna. Przetarłam oczy ze zdziwienia. Na podjeździe znowu stało auto. Czy to możliwe, żebym poprzednim razem go nie zauważyła ? Rozważania przerwał mi chrobot przekręcanego klucza. Weszła. Rozebrała się i z dziwnym uśmiechem na twarzy zasiadła do herbaty.

- Jak coś Ci opowiem to padniesz - od tych słów wszystko zaczęło się ukladać w logiczną całość. - byłam z dziewczynami na kawie, poplotkowałysmy trochę i zebrałyśmy się do domu. Jak wysiadłam z auta pod domem to się okazało, że teczkę ze wszystkimi dokumentami zostawiłam w Caffe Pogoń ....

kilka dni później ...

miejsce akcji : Macro cash and carry .
krótki opis : ja pcham wyładowany nikomu-nie-potrzebnymi zakupami wózek. Zza regału wyłania się ona:
- masz moją torebkę ? - pyta lekko zdezorientowania
- nie mam
- niemożliwe przecież Ci dawałam - rzuca oddalając się w kierunku regałów.

30 sekund poźniej rozlega się wołanie :
- mam, znalazłam ... leżała koło regału z pościelą - świergocze zadowolona.


Drodzy moi przedstawiam Wam moją mamę. A ja głupia zastanawiałam się po kim to mam ...


2006-11-16

szczęście w nieszczęściu (a raczej w kalectwie umysłowym)

pech :
Podjechałam na stację BP rudym dieslem i z typową dla siebie pewnością sięgnęłam po 95 (bezolowiową oczywiście ;) )
szczęście:
Wlałam tylko 1,5 litra

pech:
Spiesząc się z dostawą pizzy wypadłam na parking i dość szybko zbliżałam się do Rudego gdy spostrzegłam, że ktoś majstruje przy zamku !
szczęście :
ZANIM zaczęłam krzyczeć - spostrzegłam, że w odróznieniu od mojego 3-drzwiowego Rudego ten ma ich aż 5, a włamywacz posługuje się kluczykiem !

pech :
Biegnąc z tą pizza dalej dopadłam 3-drzwiowego Rudego. Nacisnełam pilota i Rudy do mnie nie zamrugał, a tym samym drzwi pozostały zamknięte.
szczęście :
Zamrugał Rudy zaparkowany w alejce dalej - nareszcie odnalazłam właściwego - jak to mówią do 3 razy sztuka.

 

Ula z IIb vs 30`stka

Zrobiłam to. Po 6 miesiącach znowu to zrobiłam. Pełna spokoju ducha usiadłam wygodnie. Żartowałam, piłam kawę i z ufnością spoglądałam jak czas mierzony w centymetrach spada na wyłożoną pastelowymi kafelkami podłogę . Było miło. Na koniec już z mniej wyraźną miną uszczupliłam swój budżet i ze spuszczoną głową wróciłam do domu.....
.....Teraz, za każdym razem gdy spoglądam w lustro jestem zła na siebie, a czasem chce mi się płakać. Jak do jasnej cholery mogłam za własne pieniądze to sobie zrobić ? Jak to się stało , że dałam sobie obciąć ich aż tyle ??? Na przemian widzę w tym lustrze grzeczną Ulę z IIb oraz starą nudną babę po 30.
Całe szczęście kiedyś znowu będzie normalnie. Tylko jak ja wytrzymam tych kilka miesięcy ? Tak bardzo nie lubię chodzić w czapkach :(

 ps. może jak ufarbuję się na czarno i zrobię pomarańczowe pasemka to to coś pomoże co ?
ps2. pomijając fakt, że mnie to już nic nie pomoże ;)

2006-11-11

Młode lata pirata

Pewnego niezbyt pięknego niedzielnego popołudnia, na przełomie września i października roku pańskiego 1994, przy wietrze przeszywającym do samiutkich kości poubieraną po zęby załogę, na środku sztucznego zalewu zwanego dumnie Pogorią III, kołysała się wydra. (Wydra, jak oczywiście wszyscy wiecie, to taka łódeczka-żaglóweczka co się ponoć trzeba natrudzić żeby ją wywrócić ) Na onej rzeczonej wyderce nauki żeglowania pobierała Złośnica. Ubrana we wszystko co przywiozła ze sobą na ten weekend, dygotała z zimna i odliczała minuty do końca manewrów. Już za chwileczkę, już za momencik mieli zrobić ostatnie podejście do pomostu i zakończyć pływanie. Niestety, jak to zwykle w życiu Złośnicy bywa - wszystko potoczyło się jak w kiepskim filmie. Siedząca przy sterze Meluzyna tak się przejęła wykonywanym zadaniem, że zrobiła wszystko na odwrót. W niebezpiecznej sytuacji zamiast luzować to wybrała, zamiast od siebie to mocno do siebie przytuliła ster. Powiało grozą i zimnym wiatrem. Rach ciach i ponoć nieprzewracalna wydra zanurkowała masztem w wodzie.Załoga, wraz z Meluzyną(dzielna dziewczyna, wypadając nadal trzymała ster - no bo przecież uczyli,że cokolwiek by się nie działo steru nie wolno wypuszczać z rąk) zrobiła chlup i znalazła się w lodowatej wodzie.Złośnicę zdenerwował fakt, że nagle zrobiło się niesamowicie zimno i mokro, ubrania nasiąkły w sekundzie i zaczęły ciągnąć w dól, a na jej głowie spoczywała jakaś wielka biała płachta. (no bo najgorzej to po wywrotce znaleźć się pod żaglem - już wiecie gdzie była Złośnica ??? ) Wygramoliła się jakoś z tej żaglowej pułapki i wczołgała na inną jednostkę pływającą, która przybyła z pomocą. Myślała, że to już koniec przygód na dziś. Oj bardzo się myliła. W budynku, w którym znajdowały się jej rzeczy uświadomiła sobie, że wszystkie przywiezione ciuchy ma na sobie. Nie pozostało jej nic suchego. Nie mówiąc już o butach. Ciężko westchnęła, wypiła ciepłą herbatkę i wyszperała z dyżurnych ciuchów remontowych jakieś poprzedzierane na kolanach i pośladkach spodnie. Pożyczyła 6 rozmiarów za duży sweter i dziś już nawet nie wie skąd miała te o 3 rozmiary za duże buty. Przyodziała się w strój rodem z dworca centralnego i z plecakiem wypchanym po brzegi mokrymi ciuchami ruszyła w kierunku przystanku. Pech chciał, że autobus bezpośredni nie kursował w niedzielę. "Bezdomna" Złośnica w brudnych od farby spodniach i za dużych butach zmuszona była przesiąść się z autobusu na tramwaj w centrum miasta. Spojrzenia współpasażerów nie pozostawiały wątpliwości. Z przerażeniem unikała ich wzroku. Bała się, że za chwilę zaczną jej rzucać pod nogi drobnymi, lub co gorsza oplują zmarzniętego pirata, bo w oczach wielu z nich widać było sporo wrogości. Tramwajem dotarła na osiedle. Z przystanku do domu miała zaledwie kilkadziesiąt metrów. Myślała, że to już koniec upokorzeń i że może już odetchnąć z ulgą. Niestety i tym razem się pomyliła. Chwilę wcześniej w kościele skończyła się msza. Tłum zbliżał się do człapiącej powoli Złośnicy. Zanim dotarła do bloku musiała kilkarazy powiedzieć "dzień dobry" mijającym ją nauczycielkom, sąsiadkom, mamom znajomych. Oj tłumaczyć się biedna musiała przez przynajmniej 2 tygodnie. Takie osiedla pałają rządzą sensacji. Całe szczęście przygoda nie zakończyła się grypą!
 

Piątkowe obrady komisji trójstronnej

Piątkowy wieczór upłynął pod znakiem obrad komisji trójstronnej. W przerwach między burzliwymi dyskusjami a wybuchami śmiechu członkowie komisji spożyli duuużą pizzę oraz talerz ciasta, popijając hektolitrami herbatki.

Wniosek nr 1 : Herbatka podawana przez Uolesa smakuje lepiej niż taka robiona samodzielnie.
Wniosek nr 2 : Jeszcze lepiej smakuje z obcego kubka .
Wniosek nr 3 : nawet zamrożone ciasto całkiem dobrze smakuje głodnemu Uolesowi.


Obradom towarzyszyło rozpychanie się na kanapie i oglądanie filmu.

Wniosek nr 4 : Do Uolesa należy przychodzić z własnymi filmami.
Wniosek nr 5 : Lepiej być gryzionym i drapanym przez Złośnicę niż kopanym po klejnotach przez Giz.


Postanowienia  kończące :

Wniosek nr 6 : Faceci to świnie i mają skrzywione pojęcie zdrady,ślubu i innych niebagatelnych problemów.
Wniosek nr 7 : Fajnie jest wiedzieć, że nie jest się osamotnionym w oczekiwaniu na zdjęcie z fotoradaru.
Wniosek nr 8 : Szklane stoliki nie są fajne.



Wnioski wyciągnięte po wyeliminowaniu jedynego członka :

Wniosek nr 9 : Steśmy stare i stetryczałe
Wniosek nr 10: Czas wyjść do ludzi.


podsumowanie :

wieczór należy uznać za udany i poczynić starania by było takich więcej.


 

 

2006-11-06

Fi once again

Mama Fi postanowiła odnowić prawo jazdy. Włożyła je do szuflady prawie 20 lat temu. Teraz nadszedł czas na zmiany w jej życiu. Jedna dotyczyła zakurzonego dokumantu uprawniającego do prowadzenia pojazdów mechanicznych. Wyjeździła kilka lekcji przypominajacych z literką L na dachu i zakupiła małe jeździdełko. Następnym etapem były jazdy przypominające w asyście małżonka. Podczas jednej z takich jazd wspomniany wyżej mężczyzna nie wytrzymał i opuścił pojazd. Gdy siedziała za kierownicą i zastanawiała się jak tu bezpiecznie dojechać do domu, z tylnego siedzenia odezwał się Fi :

- Mamo nic sie nie martw, ja z tobą zostanę. Nie martw się dasz radę. Powiem ci którędy jechać , ale w tych sprzęgłach to ci nie pomogę, bo się jeszcze nie znam.



Przy okazji takich historii zastanawiam się czy ja naprawdę nie chcę dzieci ?

 

Wieczór trzech sióstr


 
 "Jedzą, piją, lulki palą, tańce, hulanki, swawola! "

Za oknem szaro, buro i zimno. Deszcz pada, skutecznie zabijając w człowieku potrzebę eksploracji nowych pubów w mieście. Aura zdecydowanie nie sprzyja opuszczaniu domu, w którym ogień figluje w kominku a winko kusi uśmiechając się z karafki. W taki dzień jedyne co może zrobić pirat, aby nie zdziczeć do reszty, to zaprosić znajomych do siebie. Tak też stało się w sobotę. Przy tatusiowym winku odbyło się zebranie trzech sióstr. Tematy wraz z ilością wypitego alkoholu robiły się coraz bardziej rozwiązłe i nie nadają się do cytowania. Powiem Wam tylko w sekrecie, że siostra Uolesina zaskakiwała pozostałe coraz to pikantniejszymi wspomnieniami. Fiuu nie wiem czy takie wrażenie wywarły na nas uolesowe opowieści, czy też działo się tak pod wpływem procentów, ale w głowkach kręciło się nieźle. Humory dopisywały całej trójce, mimo iż w życiu każdego z nas ostatnio pojawiło się kilka powodów do smutku. To ważne, że potrafimy w swoim towarzystwie odreagować. Ważne jest też to, że potrafimy sobie powiedzieć to, co nam się nie podoba i nie obrażamy się na siebie o to. Powiem Wam też w sekrecie, że Giz przyznała się, do bycia egoistką ! Już nie należy do grupy anonimowych egoistów ! brawo dla tej Pani ! Jestem z niej dumna !
Wieczór zakończył się późno w nocy tradycyjnym spacerem Uolesa. Nie udało nam się go namówić , aby przespał się na kanapie. Wolał godzinę maszerować by po 3 dotrzeć do domu totalnie przemoczony. Nikogo kto go zna pewnie ten fakt nie dziwi. Mam tylko nadzieję, że nie będzie chory.

kiedy przypłynie następny ?

  
                   PORT DE COMMERCE DEGRA DES CANNES - Gujana Francuska grudzień 2004 .

Zrobiłam tą fokę z pokładu kontenerowca. Po raz kolejny udawaliśmy wtedy, że pierwszy raz jesteśmy na pokładzie tego typu statku. Kolejny raz wzdychaliśmy nad rozmiarem ich kabin. Kolejny raz uśmiechaliśmy się szeroko na myśl o ich zapasach czystej wódki , podczas gdy u nas był już tylko gujański rum dostępny w sklepie po oszałamiającej cenie 3 euro za litr ( 0,5 l czystej kosztowało w 15 euro - to zbyt drogo jak na nasze mocno nadwyrezone kieszenie). Takie kontenerowcowe wizyty były dla nas biednych żeglarzy bardzo opłacalne. Kuk targał na statek wielkie bloki żółtego sera i innych pyszności. Załoga zawsze dostała coś dobrego. Czasem jakąś miłą buteleczkę, słodycze , karty telefoniczne, czasem pasty do zębów czy dezodoranty.  Tylko sobie nie pomyślcie, że byliśmy interesowni.Jakoś radzić sobie trzeba. Spotkania z marynarzami  dodały kolorytu postojowi w Gujanie. 
Nawet nie wiem jak to się stało, ale zaczeliśmy czekać na to, kiedy przypłynie następny ...


2006-10-30

Polska - Kuba 26.10.2006


Piękny to był mecz. Niestety nie było mojego ukochanego libero, ale za to mam zdjęcie z maskotką naszej reprezentacji. Giz zdała egzamin na kibica. Ma przerąbane - będę ją teraz ciągać po meczach, a co !

W GÓRĘ SERCA POLSKA WYGRA MECZ !!!

ENEMEF

* W połowie pierwszego seansu usłyszałam ciche pochrapywanie dobiegające z mojej lewej strony. Nie miałam żadnych wątpliwości - to Giz dawała wyraz swojemu zainteresowaniu "silent hill"

* podczas wyświetlania filmu "omen" w 12 rzędzie można było zauważyć nagłe poruszenie. Ktoś świecił telefonem pod nogami sąsiadów, ktoś inny leżał na podłodze i wyraźnie czegoś szukał. Wyglądało to dość tajemniczo, a to tylko buta Giz wsysło ! (z tego miejsca pragnę w imieniu Giz podziękować znalazcy )

* średnia wieku na sali wynosiła ok 16 lat - ojj bolało gdy zwracano się do nas " proszę pani"

* pewna młoda niunia przeciskając się podczas seansu w kierunku toalety uraczyła nas następującą wiadomością : ooo chyba mi kolano z rzepki wypadło !! ( na lekcje anatomii a nie do kina psia krew !!! - cisneło się na usta)

* trzeba mieć zrytą psychę żeby zachwycać się filmem "wzgórza mają oczy" .... trzeba mieć totalnie "zryty beret" żeby oglądać ten film 2 razy .

* "demon - historia prawdziwa " do tej pory nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jak pięknie wyglądała dziewczyna zaraz po "ataku" demona ... chyba zacznę się rozglądać za jakimś skoro to przynosi takie efekty !

* 7.30 to dobra godzina żeby opuścić kino. W domu można już liczyć na śniadanie.

* kiedy nastepny enemef ?

Złośliwość rzeczy martwych

Dlaczego szklanki tłuką się dopiero pod koniec mycia ? złośliwie czekają aż wypłukam z nich resztki płynu i wtedy ... roztrzaskują się w drobny mak ! to nie fair ... nie lubię zmywać!!!

2006-10-24

USTERKA

no i stało się . Zapach gazu rozpanoszył się w całym mieszkaniu. Pogotowie gazowe stwierdziło rozszczelnienie instalacji. Panowie zostawili swoje numery telefonów komórkowych jednocześnie zapewniając, że gdyby coś to oni po godzinach przyjadą naprawić. Zadzwoniłam. Przyjechali po 22 w uniformach służbowych. Na stole zostawili telefon "awaryjny" i pomiędzy jednym wezwaniem a drugim za naprawę jednej rurki skasowali 200 PLN. Chyba powinnam zmienić profesję ....

Słowotok

Nie wiedziałam, że można mnie zagadać. Wczoraj przy winku mało co mogłam powiedzieć. Starałam się wrzucić swoje przysłowiowe trzy grosze ale słowa z ust Ani wylatywały tak dynamicznie i nieprzerwanie, że zamiast jej słuchać zastanawiałam się kiedy oddycha. Po wielu próbach udało mi się wyłapać jeden krótki oddech. To była moja jedyna szansa żeby się przebić.
- AniuidziemyspaćjutrowcześniemusimywstaćDOBRANOC - na wdechu wypowiedziałam, wystawiając współlokatorkę za dzrzwi pokoju. Marudząc pod nosem poczłapała do siebie.

Bałam się spojrzeć na zegarek....

...za oknem przejechał kolejny nocny autobus...

Już nie studentka

Z dniem 18 pażdziernika została Pani skreślona z listy studentów. - poinformowała Złośnicę miła pani w dziekanacie. Teraz Złośnica ma rok na reaktywację, złożenie pracy i jej obronę. Będzie ją to kosztowało jedynie 620 PLN a nie 6200 PLN jak mogło się stać gdyby pech pokrzyżował bieg wypadków. Zawiedziona* Złośnica opuściła mury szkoły. Czas się zarejestrować w PUPie .

* zawiedziona, gdyż od kilku dni psychicznie nastawiała się na burzliwą dyskusję z dziekanem. Opracowała całą masę argumentów świadczących o tym, że pracę mgr można pisać nie będąc studentem i że najlepszym wyjściem jest skreślenie jej z listy i reaktywacja po napisaniu zamiast powtarzania roku. A tu taki klops ... dziekan jakby czytał w jej myślach i podjął właściwą decyzję. Sytuacja rodem z reklamy " jak ty NEGOOOOOOCJOWAŁEŚ "

żagle staw ?

Ic powoli wtoczył się na centralny. Pożegnała się z towarzyszem podróży przy okazji uzyskując obietnicę następnego spotkania już za rok. Rozejrzała się po peronie i od razu wiedziała, że jest w Warszawie. Tutaj ludzie zachowują się jakby walczyli ze sobą o przetrwanie. Ich życie składa się ze zdobywania kolejnych drobnych celów. Pierwszy : wbić się jaknajszybciej na ruchome schody .Ludzie, którzy jeszcze 20 minut wcześniej siedzieli obok siebie uśmiechając się nieśmiało, teraz przeklinając szybszych, rozpychając się łokciami i teczkami z laptopami parli jakby w amoku ku górze. Zaciętość na ich twarzach stawała się coraz wyraźniejsza im bliżej byli hali głównej. Tutaj rozpoczyna się walka o kolejny cel : taksówka. Patrząc na ten bezsensowny bieg, uśmiechneła się do siebie i poszła na autobus. Rozsiadła się wygodnie i obserwowała. Bardzo lubi przyglądać się ludziom. Zwolnić i spojrzeć na otaczający świat z dystansem. Popatrzeć na twarze tych biegnących ludzi. Autobus ruszył. Mijał półśpiących studentów, bardzo smutną kobietę z malutką rączką odprowadzanej zbyt wcześnie do przedszkola córki w jednej i z kubkiem kawy w drugiej ręce. Kierowca Skręcił w Królewską i wpuścił do środka kolejnych pasażerów. Nikt się nie uśmiechał. Wszyscy w myślach powtarzali swój plan dnia - praca, zakupy,szkolenie,sen ...i tak od poniedziałku do piątku. Zabiegana Warszawa ma swój urok. Szczególnie gdy patrzy się na nią z boku. Pomyślała, że tutaj tak naprawdę potrafi docenić to co ma. Ma szczęście. Może się zatrzymać i popatrzeć, nie musi biec. Mimo wszystko smutno jej będzie opuszczać to miasto. Spakować ostatnie książki i zostawić za sobą rytm ulicy który tak lubi. Rytm wybijany obcasami butów, na które prawdopodobnie nigdy nie będzie jej stać. Smutno będzie zostawić policjanta pod palmą, który notorycznie nie radzi sobie z kierowaniem ruchem, peron merta - centrum i płynące ludzkie fale wypełniające wagony po brzegi. Czas zmienić port. Już i tak za długo tu cumowała. To nie tu jest jej macierzysty port. Jeszcze za wcześnie na szukanie Przeznaczeniu suchego doku. Czas odważnie podnieść kotwicę i poszukać kolejnego przyjaznego portu, czas przewietrzyć żagle. Ona - Kapitan Złośnica dobrze o tym wie, ciągle jednak zastanawia się czy nie przeczekać jeszcze jednego sezonu huraganów w zabieganej Warszawie. Jednak im dłużej tu zostanie, tym trudniej jej będzie przebić się przez wał, który zaczął się już tworzyć przy dnie Przeznaczenia. Wał z naniesionych przez przypływy i odpływy przyzwyczajeń, zdobytych drobiazgów i całej masy wspomnień, które tak bardzo powstrzymują przed wydaniem komend : cuma na pokład, człowiek na pokład. Decyzja chyba już zapadła . Z wcieleniem planu w życie będzie gorzej.

2006-10-16

Starość Panu Bogu nie wyszła

"Po drodze idzie stary dziadek,
Taki naprawdę stary dziad.
Ma oczka smutne i kaprawe,
I osiemdziesiąt parę lat. (...)

(...)
Smutne jest życie starego człowieka,
Smutne jest życie i smutny los.
Nikt go nie kocha i nikt go nie czeka,
No i przeważnie ma pusty trzos."
Porębski Jurek "stary dziadek"

 Starość Panu Bogu nie wyszła. Zawieruszyła się gdzieś wsród spraw do załatwienia. Dręczy i męczy staruszków, wystawia na próbę rodziny. Tak przykro patrzeć jak dziadkowie, a później rodzice kłaniają się ziemi coraz niżej. Coraz częściej ten cholerny niemiec coś im chowa.* Nic ich nie cieszy, wszystko denerwuje. Nogi nie chcą nosić a głowa nie chce myśleć. Staramy się zrobić wszystko żeby ich starość przebiegała jaknajłagodniej, żeby nie doskwierała tak bardzo samotność, żeby nie bolało. Czasami jednak sami upadamy pod tym krzyżem i wstyd się przyznać - mamy dość. Trzeba jednak się podnieść. Trzeba zacisnąć pięści i zrobić co tylko w naszej mocy. Oni mają przed sobą kilka lat. My - kilkadziesiąt (w optymistycznej wersji). Dlatego "uczmy się kochać ludzi - tak szybko odchodzą " . Za szybko. Nawet jeżeli śmierć przychodzi po 82 latach ziemskiej wędrówki to i tak przychodzi zbyt wcześnie, jeśli przychodzi do naszych bliskich.


*zainspirowane dowcipem :
- wnuczku jak sie nazywa ten cholerny niemiec, który mi wszystko chowa?
- alzhaimer dziadku

 

2006-10-15

jesień ?





 

kolory jesieni






 

2006-10-09

w TV zasłyszane


ona- zrobi pan to dla mnie ?
on - no nie wiem, nie potrafię kłamać.
ona - jest pan mężczyzną czy nie ?
on - yyy no jestem.
ona - to potrafi pan kłamać jak wszyscy pozostali.


no comments.

 

ZNP vel PMS - antidotum odnalezione !


"Aż 70 proc. kobiet cierpi na zespół napięcia przedmiesiączkowego (ZNP). W skrajnych przypadkach uniemożliwia on normalne funkcjonowanie. Jak twierdzą specjaliści, dolegliwość ta jest nieprawidłową reakcją układu nerwowego na prawidłowe zmiany hormonalne zachodzące w organizmie kobiety.

Zły humor, drażliwość i obrzęki - co miesiąc z takimi dolegliwościami boryka się większość kobiet. U jednych ustępują po zażyciu odpowiedniej tabletki, innym potrzebna jest kuracja hormonalna."


...a tak naprawdę wystarczy szklanka miodu pitnego (mój dadi jest mistrzem w produkcji w.w napitku) i kawałek rewelacyjnego ciasta (dziś uratowało mnie czekoladowe z wiśniami) i po krzyku ... prawda jakie to proste ?

 

2006-10-08

telepatia ? roztargnienie ?


byłam dziś w auchan...miałam kupić mamie rurkę z bitą smietaną i zachciało mi się gofra. Podeszlam do kasy i zamówiłam gofra z bita smietana i owocami. Pani spokojnie podeszła do rurek i jedną z nich napełniła smietaną . Podaje mi i pyta : coś jeszcze ?

zgłupiałam.

 

fotostory pt. Lady demolka









odsłona druga


 trochę mi się rozjechała z prawej strony niestety :(

2006-10-06

***


Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sadzie, w innym lesie -
Może by inaczej zaszumiał nam las
Wydłużony mgłami na bezkresie....

Może innych kwiatów wśród zieleni bruzd
Jęłyby się dłonie dreszczem czynne -
Może by upadły z niedomyślnych ust
Jakieś inne słowa - jakieś inne...

Może by i słońce zniewoliło nas
Do spłynięcia duchem w róż kaskadzie,
Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym lesie, w innym sadzie...

Bolesław Leśmian 

2006-10-04

sucz

ile zabawek może zniszczyć i wymemlać pies ? 


...tyle ile mu się da ....  - niestety



Sucz zamieszkała chwilowo ze mną i zabija mnie swoją pomysłowością. Wczoraj wypiła mi pół kubeczka martini...to niesprawiedliwe !


 

2006-10-03

sporty


- panie doktorze...to jak ja mam się teraz zachowywać ?

- yyy no 2 tyg robić nic a poźniej pogadamy, ale tak do pół roku się oszczędzać

- panie doktorze a sporty ?

 (w tle jeden ze stażystów )

 sporty? ...eeee to już lepiej jakieś z filtrem ....




no i zachowaj tu człowieku powagę przy lekarzach !

 

wścibscy staruszkowie

Piękna słoneczna pogoda. Rodzice wystroili synusia, zapakowali mu kanapeczki do plecaka (gdyż ten osobnik już od najmłodszych lat nie ruszał się nigdzie bez jedzenia) i zabrali na wycieczkę. Ciesząc oczy otaczającą ich przyrodą zauważyli jak do ich pociechy podeszła para staruszków :

- jaki śliczny chłopczyk, jak aniołek - zagadnęła starsza pani
- a jaki ma śliczny plecaczek - dodał pan
- co masz w tym plecaczku chłopczyku ? - zapytali, gdy nasz bohater nie zwracał na nich specjalnej uwagi
- a GÓWNO ! - odrzekł słodki kilkulatek i w podskokach oddalił się zostawiając zdziwionych starszych państwa i mocno zmieszanych rodziców


a co ! pewnie chcieli mu kanapkę podprowadzić !



ps. historia jaknajbardziej prawdziwa. Mam nadzieję, że bohater owej opowieści nie będzie miał nic przeciw publikacji.



 

smsowe pytania Fi

" co ci odcieli? "

" sikasz do worka? "




starałam się bardzo poważnie odpowiadać :D

 

rekonwalescencja dzień pierwszy

Takie paskudztwo mam na szyi :( ehhh jednak miałam nadzieję, ze będzie mniejsze. Pozytywne jest to, ze juz w miarę swobodnie ruszam szyją! Stanowczo za duzo noszę, za mało odpoczywam ...sredni ze mnie pacjent domowy :/ ... no ale co ja na to poradzę, ze odkurzacz usmiecha się do mnie, ze kwiatkami trzeba się zająć, ze pies niewyczesany .... Posted by Picasa

2006-10-02

home sweet home

wróciłam. Wycieli mi tyle ile było trzeba. Czekam na wyniki histopatologiczne (czy jak im tam). Czuję się całkiem dobrze. Na oddziale było bardzo wesoło. Generalnie nie jest źle. Jak się zdecyduję obejrzeć rane i bardzo będziecie chcieli to ją wam tu pokażę. Chcecie ?

2006-09-25

trzymać kciuki !

ehhh jutro rano kładę się w szpitalu ... boję się jak cholera! trzymać kciuki żebym szybko wróciła i żeby ta cholerna blizna nie była taka wielka :( czekam na smski bo będę się tam strasznie nudzić i jakieś info od was będą mi baaardzo potrzebne.

chce to wreszcie mieć za sobą, a jednocześnie wolałabym, żeby wogóle to się nie zdarzyło.

2006-09-24

Świąteczne pierogi

24 grudnia po pomalowaniu łazienki na śródokręciu ( i wypiciu litra winka) M wraz ze Złośnicą udały się do Kuka aby pomóc w przygotowaniach do wigilii. Właściwie wszystko było gotowe. Pozostało tylko ulepić pierogi. Ciasto było, farsz był, została tylko najlepsza część - wycinanie i lepienie. W tym czasie Pati i Bartki(nazwijmy ich opozycją) udawali obrażonych na M i Złośnicę za ich świetne humory ( no bo za cóż by innego). Opozycja rozłożyła się w Mesie i udawała, że bojkotuje święta zagłuszając świąteczne amerykańskie szlagiery hip-hopowym chłamem. Złośnica wraz z M postanowiły przekupić ich winkiem i uśmiechem (a przynajmniej przeciągnąc na swoją stronę Pati) . Plan częściowo się powiódł. Wkrótce 3 niewiasty rozpoczęły pracę zamknięte od środka w kambuzie , aby hip-hop nie zakłócał ich śpiewu (a trzeba wam wiedzieć, że drzwi do kambuza są jak drzwi do pilnie strzeżonego skarbu - grube, stalowe i niemalże dźwiękoszczelne). Ponieważ w lepieniu pierogów idealnie pomaga wino, dziewczęta humory miały doskonałe. Doprowadziło to do powstania ogromnej ilości pierogów (jedliśmy je jeszcze długo po świętach) oraz wywiązania się bitwy na mąkę. Mina Kuka gdy zobaczył swoje królestwo pokryte grubą warstwą mąki jest niedoopisania.Całe szczęście afery nie było a opozycja wzięła prysznic (pierwszy od kilku dni :P ), ubrała się w czyste ciuszki i od razu poczuła się lepiej.

wyjechane święta

Świeta Bożego Narodzenia roku pańskiego 2004 spędziłam w odległej o około 8 tyś km Gujanie Francuskiej. Były to bardzo egzotyczne święta. Nie tylko ze względu na odległość od domu, czarnego świętego mikołaja i brak śniegu ale również ze względu na sposób przygotowań i przeżywania tychże świąt. W Polsce to czas bardzo wzniosły. Przysłowiowa "magia świąt" dopada wszystkich. Jedni je kochają inni nienawidzą. Nastrój świąteczny budujemy powoli już od listopada, kiedy to w sklepach pojawiają się pierwsze ubrane choinki i rusza cała kampania świąteczna. W Gujanie było inaczej. Choinki w sklepach pojawiły się kilka dni przed świętami (ubrana w krótkie spodenki i nieprzyzwoicie opalona zrobiłam sobie zdjęcie z choinką). W wigilię w porcie nikt nie pracował, ale odbywała się "firmowa wigilia" mnóstwo na niej było szampana i pysznych ciast ( mniam mniam załapałam się - co prawda tylko jedna dusza mówiła po angielsku, ale wszyscy byli bardzo przyjażni i uśmiechali się do mnie równie głupio jak ja do nich). Nikt się nie spieszył. Na statku w wigilię rano trwały jeszcze normalne prace bosmańskie. Ja wraz z M zabrałysmy się za malowanie łazienki niemiłosiernie katując pozostałych zawodzeniem przy ustawionym na repeat Karpiu z 2000 roku. Dopiero wieczorem, gdy zaczeliśmy powoli zbierać się żeby zasiąść do kolacji, można było odnależć uroczysty nastrój. Wcześniej wszyscy latali dzwnoić do rodzin i przyjaciół aby złożyć życzenia. Miny były niewyrażne i widać było, że bardziej niż zwykle tęsknimy za domem. Gdy życzenia już dotarły do domów, zaczeliśmy zwracać na siebie większą uwagę . Każdy (nawet chieff) ubrany był odświętnie (tzn. czysto ), niektórzy nawet przypomnieli sobie, że istnieje coś takiego jak buty i skarpetki. W zdecydowanie lepszych humorach podzieliliśmy się opłatkiem i zaczeliśmy jeść. Powiem wam w tajemnicy, że najbardziej smakowały mi pierogi (to odrębna historia) i rodzynki z ciasta bosmana. Podziękowania również dla babci M za przepyszną wiśniówkę ! Pierwszy i drugi dzień świąt spędziliśmy prawie tak samo jak w kraju tzn objadaliśmy się tym co zostało, wybrałiśmy się na wycieczkę (zamiast bitwy na śnieżki była wyprawa pontonem w poszukiwaniu krokodyli) i wylegiwaliśmy się - z tą różnicą, że zamiast przed tv , my leżeliśmy w hamakach z piwkiem w ręku. To były niezwykłe swięta. Był zastawiony stół, opłatek, była choinka i kolędy też były. Przy stole usiadło 11 osób, których w żaden sposób nie można nazwać rodziną.To były bardzo "inne" święta. Dzięki nim następne święta spędzone w domu przeżywałam podwójnie. Doceniłam co to znaczy rodzina i zrozumiałam jak bardzo mi ich rok wcześniej brakowało.

2006-09-23

dla nich to MAŁO ...

Okazało się, że radio i telewizja już politykom nie wystarczają. Gazety to też za mało. Aktorzy sceny politycznej IV RP zabrali się za pisanie blogów ! Jak na komendę we wrześniu siedli do klawiatur i stuk stuk nastukali(fakt na niektórych archiwum sięga sierpnia a nawet lipca). Czyżby zbliżały nam się wybory ?? oto kilka linków znalezionych w 10 minut ...

http://tszczypinski.blog.onet.pl/
http://ryszardczarnecki.blog.onet.pl/
http://kmarcinkiewicz.blog.onet.pl/
http://wierzejski.blog.onet.pl/
http://senyszyn.blog.onet.pl/
http://waldemarpawlak.blog.onet.pl/

ciekawych rzeczy można się dowiedzieć .... np że pani Senyszyn wraz z panami Czarneckim i Onyszkiewiczem debatowali o przestrzeni kosmicznej, obronie i europejskim bezpieczeństwie na seminarium Europejskiej Agencji Kosmicznej w Gujanie Francuskiej. Tylko co Polska może powiedzieć takiego ważnego o wysyłaniu w kosmos satelit, że musi wysyłać tam aż 3 swoich przedstawicieli ?
.... cóż, przynajmniej czytając ich opisy powspominałam jak to było spędzić święta w Gujanie Francuskiej . Dość już tego politykowania !

ps. Jak ktoś chciałby wygrać wycieczkę "po sejmie" z pania Senyszyn w roli przewodnika powinien jaknajszybciej napisać limeryk. Szczegóły konkursu na w/w stronie posłanki Senyszyn.
Do dzieła !

Miłość jest ślepa

Byli ze sobą pięć lat. Ona straciła prawie wszystkich znajomych. Poddała się jego woli, żeby tylko nie odszedł. Robiła wszytko tak jak chciał. Zmieniła styl ubierania się, zapuściła włosy. Nigdy nie wyłączała komórki, na wypadek gdyby on zadzwonił. Podała mu numery telefonów koleżanek, z którymi sporadycznie się widywała, żeby mógł sprawdzić czy rzeczywiście tam jest. Znał jej każdy krok. Spowiadała się z każdej minuty spędzonej bez niego. Mimo, że wszyscy w okół mówili jej, że zrobiła z siebie niewolnice, ona była szczęśliwa. Rezygnowała z wakacji bo on nie dostał urlopu. Za każde jego "kocham" gotowa była zrobić wszystko o co ją poprosi. Po pięciu latach odszedł do innej. Zarzucił jej brak własnego zdania i nudę. Wpadła w panikę. Jej świat się zawalił. Usiłuje teraz pozbierać resztki własnego ja i dziwi się, że tak niewiele z tego "ja" zostało.

Dla mnie to jest zwykły drań i wyzyskiwacz. Dla niej prawie bóg.

Miłość wyraża się poprzez szacunek - nie przez kwiaty i misie.

2006-09-22

Proszę państwa oto Alf - dla przyjaciół Szekla



Mówili, że słońce kręci się wokół ziemi - mylili się.
Mówili, że Kopernik była kobietą - mylili się.
Mówili, ze tylko Alf ma 7 zołądków - ojjj jak bardzo się mylili .... na zdjęciu pies którego całe wnętrze zajmują żołądki(przynajmniej 9) ... proszę państwa oto pies którego sensem istnienia jest jedzenie. Wyłudzanie czegokolwiek co da się zjeść jest dla niej czynnością, która ma wszystkie inne pod sobą. Aby zdobyć smakowity kąsek nie cofnie się przed niczym . Nie dajcie się zwieźć tym oczom ! Posted by Picasa

tajemnicze zniknięcia owoców - zagadka rozwiązana




Zbierałam owoce na kompot. Czerwony agrest był wyjątkowo dobry więc zatrzymałam się przy nim i podjadałam prosto z krzaczka. Lady siedziała obok i bacznie mi się przyglądała.Chcesz ? -zapytałam rozbawiona.Wybałuszyła oczy i nastawiła uszy na odbiór. Słowa "chcesz" i "masz" kojarzą się jej tylko z czymś smacznym i godnym uwagi. Podrzuciłam agrest. Lady perfekcyjnie złapała go w locie. Początkowo lekko zdziwił ją nieznany dotąd smak, ale po chwili poprosiła o jeszcze zostawiając głębokie ślady po pazurach na mojej delikatnej skórze. Dałam jej 2 lub 3 słodkie kuleczki i poszłam do domu, no bo rodzina domagała się kompotu. Następnego dnia połowy owoców na krzaczku agrestu już nie było. Nakrzyczałam na bogu ducha winnych rodziców, że samolubnie zjedli najlepsze owoce i poszłam pozrywać resztę. Wielkie było moje zdziwienie gdy w ogrodzie złapałam kradzieja na gorącym uczynku. Przez dłuższą chwilę przyglądałam się jak Lady delikatnie przednimi ząbkami lapie owoc i odciąga do tyłu tak żeby nie włożyć pyska w złowrogie kolce. Przegoniłam małpiszona i wyzbierałam resztę z krzaczka.

Od tamtej pory wcale nie dziwi mnie znikanie śliweczek, jabłuszek ,gruszek czy porzeczek i malin. Znikają tylko dojrzałe owoce i tylko te najładniejsze. Natomiast bardzo zdziwił mnie widok skaczącej Lady po wiśnie ... a wyciąganie marchewki prosto z ziemi po tym jak podpatrzyła jak robi to mama to już zupełnie inna historia ... ehhh nic nie może się czuć bezpiecznie w moim ogrodzie.

 

2006-09-19

Polecam polecone


PISZ CZYTELNIE - Wady, które u nich widzimy, są przeważnie naszymi własnymi. "Przepraszam, panie profesorze", powiedział bojaźliwy uczeń. "Nie mogłem odczytać, co pan napisał na marginesie mojego ostatniego wypracowania". "Kazałem ci pisać bardziej czytelnie", powiedział nauczyciel.

tekst pochodzi ze stronki, którą polecił mi Urwi. 
Niniejszym ja również ją wam polecam  :

  http://www.sm.fki.pl/demello.php?nr=Modlitwa_Zaby



 

robi się strasznie


on (18-09-2006 21:40)
dzis przezylem szok
on (18-09-2006 21:40)
moj mlodszy brat byl na lekcji patriotyzmu
on (18-09-2006 21:40)
kazano mu sie ubrac na"galowo"i isc na jakas msze...
on (18-09-2006 21:40)
robi sie strasznie.....


Zaczynam się poważnie martwić o przyszłość naszego narodu. Nie dość, że oblana matura upoważnia do podjęcia studiów to jeszcze niszczą dzieciakom psychikę obowiązkowymi mszami. Nazwali to lekcjami patriotyzmu .... słabo mi !

Panie ministrze Giertych ... miej pan litość !!!


 

2006-09-18

dzień jeden z wielu podobnych


Na pokładzie było tego dnia wyjątkowo wesoło. Złośliwość goniła złośliwość, żart ścigał się z żartem. Wszystkich bolaly już mięśnie twarzy no i brzucha od ciągłego rechotania godnego rasowych ropuch. No i właśnie w tak sielankowej atmosferze towarzystwo wpakowało się na mieliznę, o istnieniu której przynajmniej połowa załogi doskonale wiedziała. Między salwami śmiechu bardziej doświadczeni załogowicze (żeby nie powiedzieć załoganci ) udzielali sprzecznych wskazówek. "kręć korbą od siebie" słychać było niemal jednocześnie z "do siebie, podnosi się do siebie ". W skutek dezinformacji zagubiony pan M kręcił raz w jedną raz w drugą stronę w efekcie czego mocno już sfatygowana, stalowa linka stanowiąca fał miecza , poplątała się jeszcze bardziej a na jej powierzchni rozpanoszyły się "wszy". Zwierzątka złośliwe są to ponad miarę. Gdy już udalo się opuścić mieliznę, nie udało się opuścić miecza, bo te cholerne wszy skutecznie zablokowały fał. Smiechy lekko przycichły.Po dopłynięciu do pomostu zadecydowano, że duży i ciężki grot,wraz z innymi ciężkimi rzeczami zostanie złożony na brzegu, aby łatwiej dało się przechylić i tak dość ciężki jacht. Gdy fał miecza został doprowadzony do jako takiego porządku a z wypełnaijących skrzynkę mieczową wodorostów powstała sałatka można było uznać akcję za zakończoną pełnym sukcesem. Rozradowani i znów pełni humoru odpłyneli spory kawałek na pagajach i nagle rozległ się niepochamowany śmiech jednej z załogantek. Trudno było pozostałym ustalić powód tego wybuchu gdyż wyżej wspomniana zapowietrzyła się i niezrozumiałe było jej bełkotanie. Po chwili jednak zrozumieli . Dalsza żegluga nie była możliwa. Grot pozostał na brzegu.
UWIELBIAM MAZURSKIE DNI PEŁNE HUMORU.

2006-09-16

instrukcja obsługi


Nigdy nie czytałam instrukcji obsługi. Jakoś wydawało mi się, że do wszystkiego dojdę sama (prędzej lub później). Kupiłam monitor i dostałam polecenie przeczytania istrukcji. W ruch poszedł słownik i jakoś przebrnęłam przez anglojęzyczną informację na temat funkcjonowania monitora. Gdy już wiedziałam wszystko co producent uznał, że powinnam wiedzieć, wrzuciłam instrukcję do pudła i z wielkim hukiem zatrzasnełam. W tym momencie oczom moim ukazała się ... instrukcja w języku polskim dołączona w odrębnym woreczku przyklejonym do pudełka. Wrrr czy ja wszystko muszę sobie utrudniać ????

 

"niech się dzieje wola nieba z nią się zawsze zgadzać trzeba"


Już za parę dni za dni parę wezmę parę stów i piżamę ...

.... położę się grzecznie w szorstkiej pościeli, która już dawno przestała być biała. Do uszu włożę słuchawki od mp3 playera i spróbuję nie myśleć. Zamknę umysł na 7 dni . Skupię się na odcinaniu od siebie wszelkich myśli. Gilotyną niepamięci zabiję wszelkie niepokoje dręczące mnie od dnia, gdy na skierowaniu pojawiła się data 26 września 2006. Będę dzielna jak piraci wieszani na rejach. Nie będę myśleć o bólu, o strachu, o śmierci. Bez słowa pozwolę kłóć moje opalone sycylijskim śłońcem ciało. Pozwolę utoczyć sobie krwi, w której jeszcze niedawno pełno było endorfin i diabelnie pysznego czerwonego wina. Ze spokojem pojadę na salę i dam się pokroić . Nie. Nie płaczę teraz. Nie będę płakać wtedy. Piraci nie płaczą. Będzie co będzie. Już się nie buntuję. Poddałam się. Tylko proszę.... nie każcie mi się uśmiechać.

 

2006-09-13

"rola palmy kokosowej w zyciu eskimosa"


zadanie z pozoru wydaje się być trudne, jednak jest niczym przy wyprowadzaniu dowodu na wyższość świąt wielkanocnych nad świętami Bożego narodzenia. Palma kokosowa odgrywa znaczącą rolę w życiu eskimosa. Szczególną rolę odgrywa w części mózgu odpowiedzialniej za relaks i wypoczynek. No bo o czym marzyłby eskimos podczas niemiłosiernie długiej nocy polarnej gdyby nie mógł wyobrażać sobie złocistej plaży, hamaka i pinacolady podawanej przez piękną mieszkankę malutkiej karaibskiej wyspy ? Jak biedny eskimos mógłby normalnie funkcjonować gdyby jego marzenia pozbawione były tak barwnej sceny jak spadający i rozlupujący się orzech kokosowy z ktorego wypływa smaczny lepki płyn ? a drinki pite przez słomkę ze skorupy orzecha koksowego? a murzynki z wachlarzami z liści palmowych ? gdyby nie palma kokosowa eskimos pozbawiony byłby pięknych marzeń, a przede wszystkim chęci podróżowania. No bo wyobrażasz sobie karaiby bez palmy kokosowej ? albo gujanę ? tego się nie da wyobraźić ! to zabija wszelkie standardy wymarzonego raju. KROPKA

 

dziecko powiedziało :



- mamusiu a dlaczego tatuś musi iść do pracy ? - łkając zapytała 4 letnia dziewczynka
-  kochanie, tatuś musi zarabiać pieniążki na chlebek - odparła czule mamusia
- mamusiu a jak tatuś nie pójdzie do pracy to będziemy jeść samą szyneczkę ???



uwielbiam dziecięcą logikę !!!

 

2006-09-11

"węch jest najbardziej pamiętliwym ze zmysłów."


Zapamiętałam. Zapamiętałam zapach. Zapamiętałam zapach jego skóry. Byłam bezpieczna gdy unosił się w powietrzu. Rozlużniał mnie. Wywoływał uśmiech. Dawał szczęście.


Zapomniałam. Myślałam, że zapomniałam. Myślałam , że zapomniałam zapach jego skóry. Spotkałam go przypadkiem. wdarł się przez nozdrza paraliżując każdy zakamarek mojego ciała. Zabolało. Rozejrzałam się wokól.Oczy ledwo rozpoznały jego źródło. Podeszłam, przywitałam się, odeszłam. On pozostał. Dręczył mnie jeszcze przez kilka dni. By zakończyć te masochistyczne męki oddałam kurtkę do pralni.



 

2006-09-09

Cabo Verde - kilka słów o księżniczkach


hurrraaa widać ląd !!!! - zakrzyknął ktoś pokazując palcem w znanym tylko sobie kierunku.
hurrraaa - odpowiedział tłumek księżniczek* zbiegając pod pokład.

UWAGA QUIZ :

Po co pobiegły księżniczki ?

a) - skorzystać z prysznica po raz 3 w danym dniu i zmarnować w ten sposób 3 tony wody z cennych zapasów
b) - włączyć prostownice do włosów i rozpocząć prostowanie
c) - rozpaczliwie wybierać jaknajmniej pogięte ciuchy i dopasowywać buty (o zgrozo często na obcasach)
d) - nałożyć na twarz niespodziewanie dużą ilość makijażu
e) - spakować najpotrzebniejsze rzeczy do torebek
f) - pomóc kukowi w przygotoaniu kolacji
g) porozmawiać z kapitanem o historii Cabo Verde
h ) porozmawiac z kanclerzem o ustroju politycznym Cabo Verde

*Dla ułatwienia dodam, że księżniczka to zwierzątko płci żeńskiej (zdarzają się też meskie przypadki,jednak w w/w sytuacji brały udział tylko zwierzątka płci żeńskiej) przesadnie dbające o swój wygląd, mające w zwyczaju wyrzucać bosmanowi, że odważył się pomalować nagielbanki i nie poinformować ich o tym czym przyczynił się do zabrudzenia nowiutkich białych spodenek jednej z nich! Księżniczki mają też wrodzone zdolności do uszczuplania zapasów wody (aż strach pomyśleć co by było gdyby mocno już sfatygowana odsalarka odmówiła dalszej współpracy) ... dalszy opis sobie daruję bo obiecałam mamie, że nie będę złośliwa :)

 

Szczęśliwi czasu nie liczą

Szczęśliwi czasu nie liczą ...
                                              ... a ja dziś kupiłam sobie zegarek....

ps. może on tak jak busola kapitana Sparow pokaże mi właściwy czas, właściwy kierunek ..... może morze ... na morzu nic nie jest niemożliwe.

mój bardzo wolny czas.

Uciełam sobie dziś pogadankę z moim wolnym czasem. Otuliliśmy się kocem i z kubkiem ciepłego mleka wspominaliśmy wakacje. Cieplutko zrobiło się na sercu, a o szyby uderzył deszcz. Mój wolny czas stał się jeszcze wolniejszy i bardziej melancholijny. Zniknęła gdzieś iskra, która sprawiała,  że tak dużo go wypełniało. Cisza przestała być wrogiem a stała się przyjacielem. Tak proszę państwa ... nieuchronnie zbliża się jesień.  

2006-09-07

pirat przed telewizorem


11 wrzesnia (poniedziałek) o 17.15  kapitan "przeznaczenia" (czyt. Złośnica) 
zasiądzie przed małym, czarnym pudełkiem zwanym w świecie szczurów
lądowych  telewizorem i z zapartym tchem będzie ogłądać program "rozmowy w toku" (TVN - to taka mała wskazówka dla niewtajemniczonych). Gośćmi programu będą postacie znane w światku czytelników blogów m.in. podziwiany i uwielbiany przez Zlośnicę za łatwość pisania i niesamowite poczucie humoru (tak tak mała reklama - non profit) WAWRZYNIEC PRUSKY (adres bloga w linkach) a więc ....
dalej bracia do lin  yyyy  telewizorów !!!!
Ahoj !

2006-09-06

Faceci to dzieci - czyli kilka slów o zabawkach

Stara prawda mówi, że chłopcy nigdy nie dorastają, z wiekiem zmieniają tylko zabawki na droższe i bardziej skąplikowane.  Jest w tym sporo racji. Dziś jeden taki słodki dzieciak kupił sobie nowy telefon. Od kilku godzin siedzi i się bawi. Przeżywa tą zabawkę jak mrówka okres. Chwilę temu sam to zauważył. Cytuję :

on 21:56:36
a ja wysylam do siebie maile
on 21:56:39
i odbieram telefonem
on 21:56:48
ale mam narabane w lbie <;


No i za to własnie tak Cię lubię :)

 

tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono





"Był pięćdziesiąty dziewiąty rok.
Pamiętam ten grudniowy dzień
Gdy ośmiu mężczyzn zabrał sztorm
Gdzieś w oceanu wieczny cień.

W grudniowy płaszcz okryta śmierć
Spod czarnych nieba zeszła chmur.
Przy brzegu konał smukły bryg
Na pomoc "Mona" poszła mu.

Gdy przyszedł sygnał każdy z nich
Wpół dojedzonej strawy dzban
Porzucił, by na przystań biec,
Wyruszyć w ten dziki z morzem tan! "


     Wielki, ogromny szacuneczek dla ludzi narażających swoje życie by ratować życie innych. Zawsze miałam w sobie wiele podziwu dla wszelkich grup ratowniczych jak również dla przypadkowych świadków przeobrażających się w ratowników, jednak naprawdę zrozumiałam ile odwagi i męstwa mają ci ludzie gdy los rzucił mnie w sam środek takiej akcji. Było chłodno, cała załoga poubierana w swetry, polary, czapki i kto co miał ciepłego radośnie bawiła się w ślizganie po pokładzie z jednej burty na drugą gdy nasz bryg zjeżdzał z coraz to większej i bardziej stromej fali.Często gdy znajdowaliśmy się w dole fali, przysłaniała nam ona cały horyzont. Niesamowite wrażenie. Słychać było radosne śmiechy gdy wspinaliśmy się na kolejne grzbiety fal by ponownie runąć w dól. Gdy fala pakowała się na pokład i pieniła złowrogo laski w podskokach przebiegały na suche miejsca.Wszystko było ładnie, pięknie i wesoło aż do momentu gdy ktoś krzyknął " CZŁOWIEK ZA BURTĄ " " WYPADŁ BARTEK". Serce mi stanęło. Przez głowę przeleciały w jednej chwili wszystkie instrukcje jakie kiedykolwiek dostałam odnośnie człowieka za burtą, ale nikt nigdy nie mówił co robić na oceanie !!! Odnalazłam odpływającego od nas Bartka, który wyglądał jak główka od szpilki i po kilku sekundach zniknął mi z pola widzenia. Cały czas stałam na rufie i usiłowałam go wypatrzeć. Na pokładzie wybuchła panika. Kapitan kazał panikarzy usunąć pod pokład a resztę zagonił do roboty. Dopełniono wszelkich procedur. Jak zwykle w takich sytuacjach i zgodnie z prawem Murphiego jak coś może odmówić posłuszeństwa to napewno to zrobi - tak właśnie stało się z pontonowym silnikiem, który zrobił sobie wakacje. Dzięki Bogu Ostry (II oficer) oraz Bosu (jak sama nazwa wskazuje pełniący funkcję bosmana) skutecznie skrócili silnikowe wakacje. Z narażeniem własnego życia popłyneli szukać Bartka podczas gdy my wypatrywaliśmy go z pokładu. Bosu i Ostry spisali się na medal. Udało im się znaleźć i podebrać Bartka na ponton. Do tego momentu upłynęło zaledwie i aż 15 minut. Dla mnie to trwało przynajmniej 2 godziny. W momencie postarzałam się o jakieś 2 lata i zrobiłam kolejny kroczek w kierunku dorastania. Ocean pokazał nam, że nie wolno z nim igrać. Od tamtej chwili przez najbliższe 3 dni wszyscy dokładnie patrzyli gdzie chodzą, trzymali się lin asekuracyjnych i pilnowali jeden drugiego.....

Wszystko to zaczęło się bardzo niewinnie .... Bartek wyszedł zapalić, usiadł na tratwie ratunkowej a sycząca złowrogo fala cichaczem zmyła go z pokładu.



PS. od tamtego dnia Bartek dostał ksywę Otylia a po pokładzie i pod nim bardzo modne stało się hasło "PALENIE ZABIJA"

PS2. Na pokładzie był jeszcze jeden Bartek. Po chwili od ogłoszenia alarmu znalazł się przy mnie i powiedział, że to nie on wypadł. Skąd wiedziałeś, że tak pomyślę co ?


 

2006-09-05

Bandera - czyli w kupie raźniej


 
Stała oparta o reling na nawietrznej. Reling na zawietrznej szczelnie zasłaniali oficerowie oraz załoga szkieletowa. Kapitan dał znak. Biało-czerwone barwy wciągnięto dostojnie.Miała wrażenie, że trwało to wieki. Kapitan podawał najważniejsze zalecenia na nadchodzący dzień. Zamiast słuchać, resztkami silnej woli walczyła z rosnącym w siłę wewnetrznym zwierzątkiem.Jeszcze chwilę wytrzymasz, jeszcze chwilę wytrzymasz - powtarzała w myślach. Nie wytrzymała. Gwałtownie zerwała się ze swojego miejsca.Przebiegła obok kapitana, przedarła się między drugim a trzecim oficerem i zawisła na relingu.Paw był wreszcie wolny. Cisza, którą spowodowała swoim desperackim biegiem aż świdrowała jej w uszach. Trwało to krótką chwilę, jednak dla niej to było jak wieczność. Niespodziewanie cisza zamieniła się w przyjazny śmiech. Spłonęła rumieńcem i lekko odwróciła głowę w prawo. Koło siebie zobaczyła znajomą postać przewieszoną przez reling a za nią kolejne. Czy ja zawsze wszystko muszę robić pierwsza ? - pomyślała i odetchnęła z ulgą na myśl, że nie tylko na niej to kołysanie robi aż takie wrażenie.

2006-09-03

popłyneli koledzy w rejs ...


 
Popłyneli koledzy w rejs
fale ich kołyszą gdzieś
dla nich dobry los lub zły
im się sen na jawie śni
dla mnie zwykłe szare dni ...


lecz coś mi dziwnie  w duszy szepce
że stary pieczęć da w książeczce
i z horyzontu zniknie ląd
wypłynę stąd

a narazie ... popłyneli koledzy w rejs ...

pomyślnych wiatrów kochani !



na kogo wypadnie na tego bęc


Życie choć piękne tak kruche jest.
Wystarczy jedna chwila, by zgasić je.
Życie choć piękne tak kruche jest.
Zrozumiał ten, kto otarł się o śmierć.

  Uciekłam śmierci spod kosy. Bezczelnie się wywinełam. Już miała mnie w objęciach. Sepsa powoli rozchodziła się po organiźmie. Gorączka zbierała swoje żniwo wywołując kolejne majaki. Jeszcze tylko 2-3 godziny i będzie nasza - cieszyło się kostuchowe towarzystwo...

  Przyszedł ubrany na biało. Skalpel odbił w swej stalowo zimnej powierzchni iskierkę nadziei. Nie wykonał żadnego fałszywego ruchu. Ręka mu nie zadrżała, mimo że tylko on tak naprawdę wiedział, że kończy się jej czas. To nie była rutynowa operacja.Wiele mogło się wydarzyć. Z ostatnich wyników wyczytał, że to nie tylko walka o nerkę , to walka o życie tej niespełna 24 letniej Złośnicy.

... po 4 dniach zmniejszyli mi ilość podawanych kroplówek. Zaczęłam przyjmować proste pokarmy na przemian z 3 różnymi antybiotykami. Po 6 dniach pozwolili zrzucić nogi z łóżka i próbować wstawać. W 9 dobie wyjeli dren. Powoli zaczynałam się awanturować - pierwszy prawdziwy znak, że zdrowieję. W 12 dniu spotkałam się z nim w dyżurce. Gdy wręczał mi wypis, na jego twarzy widać było zadowolenie. Był dumny z siebie i ze mnie.Dopiero wtedy mi powiedział, że byłam w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jego słowa do dzisiaj odbijają się echem w mojej głowie. Zmroził mnie. Wiele ta chwila zmieniła w moim postępowaniu. Odgniotła swoje piętno w mojej psychice i w sposobie w jaki postrzegam świat. Mało kto wtedy rozumiał co czułam . To dobrze. Mało kto wtedy wiedział jak się zachować. To źle.

czas żyć tak jakby dzisiejszy dzień był moim ostatnim.

śmiertelna wyliczanka trwa .... na kogo wypadnie na tego bęc ....

2006-09-02

Złośnica - czarownica

Złośnica obudziła się z refrenem brzmiącym w jej głowie

Ciepła krew poleje się strugami,
wygra ten kto utrzyma ship.
W huku dział ktoś przykryje się falami,
jak da Bóg ocalimy bryg.




fragment ten nie dawał jej spokoju przez większość dnia.Nuciła go pod nosem ładnych kilkanaście razy. Wiedziała,że coś się wydarzy.Ostrzegała.Nie słuchali.No i się doigrali.Polała się ciepła krew. W tym dniu podczas zwiedzania przepięknego sycylijskiego miasteczka Erice 3 kobiety zaliczyły bliski kontakt z ziemia. Wydawałoby się, że refren da Z już spokój, ale nie odpuszczał. Poszedł sobie dopiero gdy mama Z zjechała ze schodów autokaru dotkliwie tłukąc sobie biodro. Chciałoby się rzec " a nie mówiłam ???? "

 

2006-08-18

wyjechana Złośnica

Stało się. Za kilka godzin wsiadam w samolot i lecę się powakacjować. Nie będzie mnie 2 tygodnie.Cieszycie się ? No pewnie, że się cieszycie! Jakiś chochlik chciał mi pokrzyżować plany, ale się nie dałam! schował paszport? nie szkodzi! tam gdzie jadę wystarczy dowód, podobno nawet stary.Wysłał mi tego wstrętnego i podstępnego wirusa? no i co? Leki zabieram ze sobą. Zabieram również duży zeszyt i dwa długopisy więc jak wrócę będzie co czytać, obiecuję.

Żebym nie była gołosłowna dodam, że w przygotowaniu są już notki :

"hej DJ zgaś te światła" - ze specjalną dedykacją dla Urwi`sa
"co się stało z agrestem? - czyli Złośnica na tropie "
"noc druga - czyli następna po pierwszej "
"mama i internet"
"noc + cmentarz = rekord świata w bieganiu przełajowym"


Byłabym zapomniała ... mimo obietnic i gróźb, że nie zabiorę, jednak zabieram mój już prawie do dupy przyklejony telefon komórkowy (no bo skąd będę wiedzieć jak chlopaki bardzo japońców zbili w poznaniu ??? ) więc smski mile widziane :)

 

Pierwsza noc - wcale nie ta najgorsza


W morze wypływaliśmy gdy zapadał zmierzch.Pomachaliśmy lądowi i schowaliśmy się pod pokładem bo pogoda była parszywa. Wiało 6B, padał deszcz i było okropnie zimno.Mając swiadomość, że za kilka godzin obudzą mnie i trzeba będzie stać przy sterze zaległam w koi.Ciężko było zasnąć bo w głowie kłębiła się masa myśli. Tęsknota za Misiem, emocje całego dnia, strach przed chorobą morską, niepewność przyszłych godzin a co dopiero dni.Zmęczona myśleniem o tym wszystkim niewiedzieć kiedy zasnęłam. Pewnie śniło mi się coś ładnego i byłoby całkiem przyjemnie gdyby o 0345 mnie nie obudzili - "wstawaj zaraz wachta, załóż sztormiak bo wciąż pada". Zanim otworzyłam oczy już usłyszałam, że w toalecie wymiotują na zmiane przynajmniej 2 osoby. Czyżby ominęła mnie jakaś dobra impreza ?? 30 sec później zrozumiałam, że to nie impreza, to to cholerne bujanie ! Mój żołądek zaczynał powoli się budzić i domagać dołączenia do "balangowiczów". Zerwałam się z koi, złapałam w rękę sztormiak i buty i ubierając się w biegu wypadłam na pokład. Uderzyła mnie totalna ciemność. Była już prawie czwarta, ale niebo szczelnie zasłaniały ciemne chmury z których leniwie kapał deszcz. Zimne powietrze na chwilę uciszyło mój rozbujany żołądek. Dotarłam na mostek. Zgłosiłam oficerowi obecność i gotowość do służby. Ucieszył się. Z mojej wachty pojawiły się tylko 3 osoby. Na zmianę uczyliśmy się tak sterować tą rozbujaną karuzelą, żeby chociaż w przybliżeniu trzymała kurs. Było to piekielnie trudne. Odliczaliśmy minuty do końca wachty i marzyliśmy o tym, żeby już się połozyć. O 0745 obudziliśmy wachtę pierwszą, po podniesieniu bandery przejmowali po nas obowiązki. O 0750 zadzwoniłam na pobudkę. Jeszcze tylko bandera, kilka słów kapitana i będzie można iść spać.

2006-08-16

Zaatakowana


Dopadł ją niespodziewanie.W ciepły i słoneczny dzień otworzyła okno.Położyła się z książką na kanapie.Weekend bardzo dał jej we znaki więc po przeczytaniu kilku stron usnęła.Obudził ją przenikający każdą komórkę jej ciała chłód.Wiatr hulał po pokoju, na dworze padał rzęsisty deszcz.Zerwała się by zamknąć okno.Okryła się kocem i niczego nie podejrzewając ponownie zasneła.On już był w niej.Powoli lecz bardzo skutecznie ogarniał cały organizm.Spała niespokojnie.Przeciwciała walczyły z intruzem.Nie dały rady.W ukryciu rozwijał i uzbrajał swoją armię.Szykował się do ataku.Kilka godzin później gdy jechała pociągiem postanowił zaatakować.Warunki były sprzyjające.Jej osłabiony organizm popadał w kolejny sen przygnębiony panującym w przedziale zimnem i kołysany miarowym stukotem kół.Gdy się ocknęła już wiedziała. Gardło paliło okropnie, ciało drżało z zimna, czuła ból w każdym mięśniu.Ledwo dotarła do domu. Tak jak sądziła termometr wskazał 37,8 .Niedoceniła intruza.Łudziła się, że wystarczy porządnie się wyspać i wspomóc organizm dużą dawką witaminy C.Ranek przekonał ją, że ma do czynienia z poważnym i dobrze przygotowanym przeciwnikiem.Większą część dnia spędziła w łóżku.Normalnie pewnie byłoby to miłe.Nie tym razem.Była sama i do tego przegrywała walkę z panoszącym się wrogiem.Zapadała w sen na coraz dłużej.Wieczorem udała się po pomoc.Dostała skomponowany do jej potrzeb koktajl.Cholerny wirus- zaklnęła.Walka wciąż trwa.W piątek musi być już całkiem zdrowa.Musi.




 

No risk NO fun czyli na basenie uslyszane


Plywałam sobie spokojnie myśląc o tym i o owym i chcąc nie chcąc usłyszałam i podpatrzyłam taką sytuację: Para w wieku ok 55-60 przytuleni w wodzie do siebie.On recytował jej wiersze, ona śmiała się do niego jak nastolatka flirtująca z chłopakiem w sadzie.Nie istnało dla nich nic poza sobą.Widać było, że znają się od dawna.Rozumieli się niemalże bez słów, a jednak był między nimi żar, którego tak często brakuje parom z kilkuletnim stażem.Czy to jest "nawrót uczuć" czy poprostu tak naprawdę wygląda całe życie z tą swoją prawdziwą połową?
Pewnie odpowiedź na to pytanie znają tylko oni ...
Żeby im nie przeszkadzać skróciłam swoją przerwę, ale po 100 m znowu na nich wpadłam.Byli wciąż w tym samym miejscu, tak samo się przytulając.Teraz jednak ta pani uświadomiła mi, że kobiety i ich przekora nie mijają nigdy.Opowiadała właśnie o tym jak to w jakimś kalendarzu przeczytała cudowny wiersz o miłości.Mówiła,że ją zachwycił itp.Pan milczał.Ona najwyraźniej zmieszała się brakiem jakiejkolwiek jego reakcji bo dodała " no wiesz, cudowny,jak na taki sentymentalny bzdet" - dlaczego od razu tak zdyskredytowała ten utwór ? pewnie dlatego, że niczego bardziej nie pragnie jak tego, żeby on nigdy nie przestawał mówić do niej tych "sentymentalnych bzdetów".

o ile życie byłoby prostsze gdybyśmy go sami nie komplikowali !!!
ale może bez tych komplikacji i niedomówień byłoby poprostu nudne ?
jest ryzyko jest zabawa, tak czy nie ?

to pisałam ja ... specjalistka od komplikacji :)

2006-08-15

gdzie jesteś ?

Jak na pirata przystało wierzę w zabobony, czary, czarną magię, klątwy, pakty z diabłem, złe uroki, duchy, demony etc.
Wierzę, że dziewica na pokładzie przynosi pecha.
Wierzę w wędrówkę dusz i w to, że zmarli nas odwiedzają.
Wierzę w pecha i szczęście przypisane osobie i w to, że potrafią nas opuścić....

Czuję się teraz cholernie opuszczona.Jestem zła bo moje szczęście mnie opuściło i nie wiem dlaczego.Od czasów liceum czułam jego obecność.A może jej, sama nie wiem.Zdawałam egzaminy niedozdania,załatwiałam sprawy teoretycznie niemożliwe.Ludzie na roku wracali z odrzuconymi podaniami podczas gdy większość moich przechodziła bez mrugnięcia okiem.Mówili o mnie "dziecko szczęścia" niektórzy nawet troszkę się na mnie o to złoszcząc.Jeżeli czegoś bardzo mocno chciałam to mi się udawało.....
No i stało się ... moje szczęście się na mnie obraziło.Zabrało swoje zabawki i już mnie nie wspiera.Nie wiem czy to dlatego, że nie wykorzystałam jego pomocy tak jak powinnam ? kiedy ? nie wiem ... ostatnim dowodem jego istnienia jest fakt, że przeżyłam mimo iż nie powinnam. Od czasu operacji jestem rozkojarzona,sprawy praktycznie załatwione się komplikują,tracę pewność siebie. ....
Dziś jestem wyjątkowo rozżalona bo okazało się, że ja poprostu mam pecha.Rozpanoszył się w moim życiu i zaczyna mnie dobijać.Zgubił mi mp3 playera,paszpost(tydzień przed zaplanowanym wyjazdem). wczoraj odkryłam, że diabeł przykrył ogonem moją legitymację.Nie, nie inwalidzką - jeszcze studencką. Oliwy do ognia dolał fakt,iż kamera którą niedawno odebrałam z naprawy odmówiła ładowania baterii.

Szczęście moje wracaj .... tak bardzo mi ciebie brakuje .

Weekend część trzecia i ostatnia.

NIEDZIELA - czyli dożynki

Zabijcie mnie - to była pierwsza myśl po przebudzeniu.No ale jak na pirata przystało dzielnie się pozbierałam.Zajęło mi to kilka godzin , no ale to najmniej istotny szczegół.W porze wczesnego obiadu przygotowałam śniadanie (z drobna pomocą mamy za co dziękuję). Z pełnymi brzuszkami leniwie oddaliśmy się w krzyżowy ogień zawiłych pytań psychiatry ( w tej roli wystąpił warszawiak).Spokojnie przebiegające zajęcie przerwał dadi wpadając do nas z dzbankiem miodu pitnego własnej produkcji.Mniam mniam. Napój sprawił, że Giz zamiast jechać do domu i wspierać swoją biedną siostrę podczas inwazji gości, została godzinkę dłużej niż planowała.Po kilku głębszych łykach boskiego płynu jednak opuściła nasze zacne grono. Dopełniłam kubeczki do pełna i wyjęłam karty.Panowie zawiązali koalicję przeciwko mnie, no bo jak to może być żeby kobieta ich ogrywała i swoimi niecnymi postępkami przepchneli warszawiaka na sam szczyt tabeli. Wskutek niezadowolenia z przebiegu rozgrywki oraz zbyt dużej ilości miodu udałam się na krótką drzemkę. W tym czasie warszawiak czytał jakaś zboczoną ( jak sie później okazało ) książkę a Słodki budował jakieś niezidentyfikowane obiekty chyba latające.Zrobiło się późno.
W pośpiechu komponowałam strój na kolejny dzień rozgrywek Ligi Światowej, porządkowałam wszędobylski bałagan i krzyczałam na Warszawiaka.na kogo trzeba przecież. Odstawiliśmy Słodkiego w pobliże miejsca jego zamieszkania i wziuuu pognaliśmy na mecz.Pod namową Warszawiaka skusiłam się na piwo.Z sokiem.Połowa wylądowała w koszu.Co za dużo to niezdrowo.Z lekko skołowaną głową dobrneliśmy na trybuny.Bałam się,że przesiedzę całe spotkanie, bo nie czułam się najlepiej.Pierwsze piłki wprowadziły mnie w ogromny szał radości.Poderwałam się do dopingu a w moich żyłach zawrzała krew.Tak to byłam prawdziwa ja.Razem z Warszawiakiem darliśmy się aż miło.Kolejne akcje naszych wspaniałych siatkarzy dodawały sił by krzyczeć jeszcze głośniej.Gdy wygrali trzeciego seta myślałam, że się rozpłaczę z radości !!!!!wynik : 3:0 ... Amerykanie nie mieli szans.
BIAŁO-CZERWONE TO BARWY NIEZWYCIĘŻONE !!!!!
Po meczu pizza i spacer. Tak lubię.Znowu poszliśmy spać po 1.Rano o 6.12 pociąg do wawy .... kiedy ja się wyśpię ????

Weekend część 2

SOBOTA - czyli Warszawiak na prowincji

Budzik zadzwonił parę minut po 7. Co za koszmar, nie wstaję - pomyślałam, stawiając prawą nogę na podłodze. Z wielkim trudem doprowadziłam się do tzw stanu używalności publicznej. 7.45 wsiadłam w rudego i popędziłam do fryzjera.na wejściu dostałam kawę.Chyba nie wyglądałam najlepiej.Następne 3 godziny upłynęły na rozmowach z panną młodą oraz z jej przyszłą teściową i zadowoloną fryzjerką w zaawansowanej ciąży (za 6 tygodni urodzi się dziewczynka). Milutko się tak gadało i wyjątkowo szybko minęły te 3 godziny. No i się zaczęło. Pojechałam odebrać bilety na mecze (modląc się w duchu żeby ich nie zgubić) , przywiozłam babcię, przygotowałam atrybuty kibica i pojechałam na dworzec.
O 15 z minutami na peron zajechał ciufciolot z Warszawiakiem na pokładzie.Pojechaliśmy przebrać się w barwy narodowe i wziuu na meczyk. Przed halą pomalowaliśmy ślicznie twarze i dawaj kibicować.

POOOLSKA BIALO-CZERWONI POOOLSKA BIAŁO-CZERWONI !!!!
BO BOJU, DO BOJU, DO BOJU POLACY !!!!
KTO WYGRA MECZ ? POLSKA !!! KTO ? POLSKA !!! KTO? POLSKA POLSKA POLSKA !!!
mecz po wielkich bojach wygrali POLACY 3:2 .
W dobrych humorach, trąbiąc od czasu do czasu i wciąż śpiewając powoli powoli powolutku opuściliśmy parking.Zgarnelismy Giz i Słodkiego i po 22 dotarliśmy do mnie. Na stół wjechało winko,cytrynówka i martini i jak zwykle zresztą rozpoczęły się kalambury i skojarzenia.spędziliśmy miło (mam nadzieję) wieczorek i kawałek nocy. Spać położyłam się po 4 . Kolejna nieprzespana noc.
ziewwwww

Weekend - część pierwsza

PIĄTEK - czyli do domu pociąg wiezie nas.

Poranek nadszedł wyjątkowo szybko.Ze zdziwieniem odkryłam, że już 9. O 10 powinnyśmy opuścić pokój a tu połowa rzeczy niespakowana.Szybki prysznic załatwił sprawę ostatecznego budzenia.Rzeczy upchnięte chaotycznie, prężyły się w niemym proteście.Walizki zamykały się wyjątkowo opornie a właściciel kwatery przyjechał 30 minut za wcześnie.Mimo to wszystko przeszło dość gładko.Autobus na przystanku pojawił się o godzinie nieuwzględnionej w rozkładzie, ale zdąrzyłyśmy.Na prom wsiadałyśmy jakąś godzinę za wcześnie. Wnikliwa analiza procesu starzenia pewnego niemieckiego rowerzysty znacznie skróciła czas przeprawy.Mili panowie znieśli wyjątkowo ciężkie wciąż zaspane walizki z niewiarygodnie wysokich schodów pokładu widokowego.Czemu się na niego wdrapałyśmy? no jak czemu? zdjęcia można było zrobić ciekawsze.Na brzegu doczłapałyśmy do baru, który wyglądał jak wylęgarnia wszelakich chorób układu pokarmowego. Mozżnaby pomyśleć, że to nie punkt gastronomiczny a plan "FEAR FACTORY". Głód jednak okazał się silniejszy niż zdrowy rozsądek.Podjęłysmy ryzyko złapania zatrucia i wchłonełyśmy coś co miało być hamburgerem lub hot-dogiem.Do dziś żyjemy i mamy się dobrze. Niew wiem tylko czy to zasługa naszych odpornych organizmów czy też lekarstwa w płynie "sobieski drink". Zbliżał się czas odjazdu pociągu.Nasze walizki wjechały na peron a my doczłapałyśmy zaraz za nimi i wtem rozległ się męski głos, który zakomunikowł,że pociag TLK ze Świnoujścia do Krakowa przez naszą stację docelową stoi na stacji Świnoujście Port. Rozejrzałyśmy się dookoła. Stacja wspomniana wyżej zamajaczyła w oddali.Westchnęłyśmy zrezygnowane i ciągnąc walizy poczłapałyśmy w kierunku pociągu.Żeby jeszcze nas lekko poddenerwować, ze zbierających się chmur zaczęło leniwie padać.Marudząc niemiłosiernie dotarłyśmy do lokomotywy.Sprawdziłam bilety.No tak..nasz 10 wagon jest przedostatni.Odnalazłyśmy wagon.Odnalazłyśmy miejsca.No tak miały być w wagonie bez przedziałów.Jak zwykle w takich sytuacjach poutyskiwałyśmy na pekape.Pociąg leniwie ruszył i .... zatrzymał się na stacji Świnoujście.Gdyby wzrok Giz zabijał byłabym trupem.Przez następne 2 h porozkładane wygodnie drzemałyśmy. W Szczecinie pewna pani okazała nam bilet na miejsce Giz.Pewna siebie kazałam jej dokładnie sprawdzić czy aby się nie pomyliła jednoczenie wyjmując nasze bilety.Lekko się zdziwiłam gdy okazało się, że nasze miejsca znajdują się w wagonie 11, który nota bene nie ma przedziałów.Po raz kolejny w duchu dziękowałam Bogu, że wzrok Giz nie zabija.Reszta podróży minęła na czytaniu książek,denerwowaniu sie na dzieciory kopiące w siedzenia, na tłum koczujący w korytarzach uniemożliwiający przedostanie się do warsu (po raz trzeci dziekowałam Bogu, że wzrok głodnej Giz nie zabija) itp.
W domku byłam po 22.
Nom ale przynajmniej nie było nudno.

2006-08-14

w dwóch słowach

miało być kilka postów na temat wakacji w Świnoujściu, ale drodzy panowie, szanowne panie - nie będzie.Podsumuję wyjazd w kilku słowach : waga pokazuje plus 4 kg, stężenie alkoholu we krwi znacznie ponad normę i z tego powodu jak również okropnie niezdrowego sposobu odżywiania wątroba zaczęła rozpaczliwe nadawanie sygnału :
---...---

Z tego miejsca pragnę pozdrowić pana od wody z sokiem oraz przeprosić miłego poznaniaka.

w dwóch słowach - FAJNIE BYŁO - prawda Giz ?

2006-08-13

Fajnie, że jesteście ...

"pięć po dwunastej więc pora już wstać
dzien mocno chwycić nim on złapie mnie
otwieram oczy i biorę się w garść
nie ma czym przejmować się

bo jest paru ludzi
bo jest parę w życiu dobrych chwil
bo jest parę złudzeń które warto mieć by żyć (..)

czy sięgnę nieba czy sięgnę do dna
wszystko do przeżycia jest bo ..

bo jest paru ludzi
bo jest parę w życiu dobrych chwil
bo jest parę złudzeń które warto mieć by żyć (..)

z bagażem pełnym snów
po wszystko i po nic
wyruszam dziś donikąd znów
lecz zawsze warto iść (..) "


dziękuję tym paru ludziom, że są i znoszą to moje marudzenie. Fajnie, że jesteście :) naprawdę. To nie żadna ściema ja też czasem potrafię powiedzieć "dziękuję "

2006-08-10

Pozdrowienia z wakacji

wszystko dobrze STOP wypoczywam STOP pogoda w kratkę STOP woda w morzu ciepła STOP woda z sokiem zimna STOP wracam jutro STOP całuję Złośnica

2006-08-03

Świnoujście once again

Stało się.Jadę na wakacje!Co prawda tylko na tydzień ale bardzo się cieszę.Właściwie to mój pierwszy wyjazd sam na sam z Gizmo.Ciekawe czy się pozabijamy, czy będzie nam dobrze razem. Namówiłam ją na Świnoujście i bardzo się cieszę.Od dłuższego już czasu marzy mi się żeby pojechać tam znów.Jakieś 10 lat temu byłam tam ostatni raz.Jeździłyśmy z mamą, z mamy siostrą,babcią,tatą (skład się zmieniał) kilka razy z rzędu i mam sentyment do tego miasta.Do tego w mój pierwszy rejs wypływałam właśnie ze Świnoujścia, a właściwie to ze Szczenina, ale na pełne morze wyszliśmy w Świnoujściu.Stresa miałam przeokropnego.Bałtyk nie był nastawiony pokojowo i już na wysokości latarni morskiej zaczęło się nam robić niedobrze.Bałam się wtedy, że nie dam sobie rady, że los spłata mi figla i okaże się, że kompletnie nie nadaję się na żeglarza.Płynełam z totalnie obcymi ludźmi.Nie było na pokładzie nikogo, kogo znałabym dłużej niż 24h.Dodatkowo miałam z nimi studiować przez najbliższe 5 lat.Szybciej niż sądziłam okazało się, że mój żołądek nie należy do najgorszych.Ludzie okazali się całkiem sympatyczni a ja totalnie i bez reszty zakochałam się w morzu.Moja psychika zrobiła głosnie "uffff" kamień spadł z serca i od razu zrobiło się przyjemniej. 

do kart - krzyknął siwy Staś

"4 piwka na stół , w popielniczkę pet
jakaś damę roześmianą król przytuli wnet
gdzieś między palcami sennie płynie czas.."


Bardzo lubię takie niedziele.Siedliśmy w trójkę po śniadanku i kawce do stołu.Dadi przyniósł winko z piwnicy, no i się zaczęło. Graliśmy w tysiąca od 12 do 20 z przerwą na spalenie obiadu i wypuszczenie żółwia na spacer. Tak tak, nic mi się nie pomyliło. Mama odgrzewała obiad a my z dadim czyściliśmy akwarium.Obiad się przypalił,naczynie żaroodporne rozsypało się w drobiazgi a żółw spacerował do 20 , bo owszem akwarium umyliśmy, ale zapomnieliśmy wsadzić do niego żółwia.

wniosek : jak karty to tylko karty a nie jakieś tam obiady ! Czasami fajnie poleniuchować z rodzicami!

2006-08-02

duszę się na lądzie ... a przecież stare żaglowce po morzach jeszcze pływają





"Leżysz wtulony w pościel, coś cichutko mruczysz przez sen.
Łóżko szerokie, ta pościel świeża, za oknem prawie dzień.
A jeszcze niedawno koja, w niej pachnący rybą koc.
Fale bijące o pokład i bosmana zdarty głos.

nie gniewaj się kochanie , że trudno ze mna żyć
że zapomniałam kupić mleko i gary zmyć
lecz jeszcze niedawno pokład mym drugim domem był
tam nie stało się w kolejkach, tam nie było miejsca dla złych

Upłynie sporo czasu, nim przyzwyczaję się.
ten cały czas na morzu zamknięty w jeden dzień.
Skąd lekarz może wiedzieć, że za morzem tęskno mi.
Że duszę się na lądzie, że śni mi się pokład pełen ryb.

Wiem masz do mnie żal - mieliśmy do przyjacioł iść.
Spotkałam kolegę z rejsu, on w morze idzie dziś.
Siedziałam potem na kei, ze łzami patrzyłam na ląd.
Jeszcze przyjdzie taki dzień, kiedy opuszczę go ... a na razie...

to wszystko było minęło zostało tylko wspomnienie
już nie poczuję wibracji pokładu gdy kable grają
już tylko dom i ogródek i tak aż do ....
a przecież stare żaglowce po morzach jeszcze pływają"

powyższy tekst to przeróbka szanty "emeryt" dokładnie tak dziś się czuję i nucę ją pod nosem od samego rana.Odbyłam kiedyś dość burzliwą rozmowę na temat mojego pływania.Powiedział mi wtedy,że to bardzo samolubne wydawać kupę kasy na rejs, na moją zachciankę zamiast dorosnąć, pójść do pracy i inwestować w przyszłość.Chciał żebym wybiła sobie z głowy pływanie na kilka lat, żebym czerpała radość z układania sobie życia."kiedyś popłyniesz" mówił "teraz skończ studia- to teraz najważniejsze" ...nie rozumiał co to znaczy tęsknić za morzem.Odbierał to jako dziecinną samolubną zachciankę.Nie popłynęłam ... ale coś we mnie pękło, nie mogę do tej pory poradzić sobie ze studiami i znaleźć w sobie motywacji do niczego.Jego już obok nie ma, a ja zmarnowałam bardzo ciekawą propozycję.czy było warto? niestety nie.ktoś kiedyś powiedział, że życie to sztuka wyborów. Czemu ja zawsze podejmuję błędne decyzje? czemu po fakcie okazuje się, że to co odrzuciłam miało ogromne szane być czymś fajnym i wartościowym? może poprostu te moje decyzje są zbyt mało przemyślane, za bardzo poddane emocjom i wpływom innych, zbyt mało wynikające z tego czego moje JA tak naprawdę potrzebuje? no ale nie o tym miał być ten post ...tęsknię za morzem i duszę się na lądzie cholibka !
 Posted by Picasa

2006-08-01

nic na siłę - wszystko młotkiem

 daaawno daaaawno temu grupa jeszcze wtedy całkiem dobrych znajomych wybrała się na mazury.Łódek bylo bodajże 3 lub 4 . Kapitanem jednej z nich została chcąc niechcąc złośnica.Na pokładzie oprócz już wcześniej wspomnianej znajdowali się : złośnicowa siostra nie z krwi lecz z wyboru, gosia oraz 2 panów M. Pewnego pięknego dnia cała ekipa zgodnie acz pod naciskiem kapitana innej jednostki pływającej postanowiła zbadać dziki akwen omijany przez turystów szerokim łukiem. Powodem dziewiczości akwenu i braku przejawów konsumpcyjnego trybu życia naszego społeczeństwa był drobny acz bardzo znaczący zakaz pływania na silniku.Akwen tak zachwycił swoją ciszą przybyłych, że postanowili przenocować w gościnnych szuwarach.Radość wywołana brakiem jakichkolwiek sąsiadów znalazła swe odbicie w długich i donośnych śpiewach. Rano półżywi ze zdumieniem odkryli,że w tafli jeziora mogą się przejrzeć jak w lustrze. Cisza, flauta , klara ..jak zwał tak zwał byli skazani na inny napęd niż żaglowy.wszystkie jednostki wyposażone były w silniki ale żadna nie odważyła się go użyć.2 łajby przejęte czekającą je długą drogą pozbierały się i wypłyneły w momencie gdy załoga "gabrychy" (dowodzonej przez Złośnicę) zaczynała spożywać sniadanie.po obfitym mazurskim sniadaniu składającym się z serka giżyckiego i kanapek z konserwą panowie M upomnieli się o swoją porcję ptasiego mleczka. No i tutaj zrodził się przebiegły plan.Złośnica obiecała, że panowie dostaną nie tylko po jednym ptasim mleczku ale całe pudełko jeżeli wypłyną z tego jeziorka szybciej niż pozostali (ich cienie znikały już za horyzontem) Pomysł okazał się trafiony i panowie M dzielnie chwycili za pagaje. mkneli szybciej niż motorowka ze 100 konnym merkurym.Oczywiście panowie zdobyli pudełko ptasiego mleczka i uznanie w oczach swych niewiast a kapitan Z została posądzona przez pozostałe 3 łodzie o złamanie zakazu pływania na silniku.Kapitan Gabrychy jak to miała w zwyczaju zbyła to szyderczym smiechem ( i godzinnym fochem) ale i tak było warto :) wieczorem panowie M załapali się jeszcze na buziaki w dowód uznania ich zasług a co !

 

2006-07-31

upał i piraci

 
Ląd nie jest dobrym miejscem dla pirata.Na morzu to nawet największy upał nie jest taki straszny.Płynąc przez Atlantyk, pracowaliśmy w pocie czoła.Bosman nie dawał nam taryfy ulgowej.Termometr na mostku wskazywał 48 st C a my obstukiwalismy rdzę z obciągaczy, malowaliśmy waterwajsy, czyscilismy zaśniedziałe kabestany i mimo że było gorąco jakoś dało się żyć.Stałam przy sterze 2,5 h (wymigałam się z boskańskich rzecz jasna ) prowadziłam jakąś lekką rozmowę z turystami, popijałam lekko zimną colę i było mi dobrze, a tutaj? Temperatura zaledwie 33 st C a ja nie mam siły na nic.Zamontowałam w pokoju wiatrak i lodówkę, pomagają przewegetować do wieczora.Prysznic biorę przynajmniej 3 razy dziennie, dobrze że tata nie wprowadził ograniczeń wody tak jak kapitan bo byłoby krucho.Na morzu wszystko jest prostsze i bardziej znośne.No i przede wszystkim dużo latwiejsze do przewidzenia. Dzień do dnia jest podobny. Dobra, zgrana załoga i można tak sobie pływać i pływać. Tego elementu niestety zabrakło w przeprawie przez Atlantyk, ale o tym innym razem.



 

2006-07-29

gwiazdy to ryby latające ... między księżycem a słońcem

 
Rozpoczął się najpiękniejszy okres jak o niebo chodzi. Na przełomie lipca i sierpnia jest cudowne niebo.Mogę na nie patrzeć godzinami.

 

na jeża polowanie czyli córka nie taka zła jakby się mogło wydawać


Psy z zasady do jeży podchodzą jak przysłowiowy pies do jeża. Po pierwszej próbie skonsumowania kolczastej kulki dają sobie spokój i są dużo ostrożniejsze w kontaktach z nimi. No ale jak na psa pirata przystało moja Lady jest inna. Im bardziej jeż się stawia tym bardziej jej się ta zabawa podoba mimo iż pychol boli.Dziś niestety kolejny nieszczęśnik odważył się zaklócić sen mojej Lady.Wyskoczyła i dopadła gamonia.Usłyszałam typowe odgłosy i w asyscie świetnej Latarenki (czyt. kobiety z latarką) wpakowałam łobuza łopatą do pudełka po butach i wywiozłam do lasu.Tak się akurat złożyło, że we wspomnianym lesie rodzice balowali chucznie.Zwabiona odgłosami dobrej zabawy zawitałam w radosne progi.Jedzenia i alkoholu nie brakowało (nie było jednak rumu wiec pozostałam przy mineralnej) Żarty na temat dzieci sypały się jak fiaty 125 po 10 latach używania.Gdy już wreszcie udało mi się zapakować rozbawionych rodzicieli do auta i odjechać spokojnie jakieś 500 m tacie zebrało się na podsumowanie ...

tata do mamy :

Myszko, jak tak sobie pomyśle ile oni mają z synem kłopotu to wychodzi na to, że ta nasza córka to całkiem w porządku jest.



fajnie jak rodzice dzieciaka doceniaja coooo ? :D

 

2006-07-28

Liga Światowa 2006 - czyli pirat kibic


29.07 i 30.07 przyjmujemy u siebie zespół Serbii i Czarnogóry.Na wyjeździe nie udało nam się wygrać ani jednego meczu, mam nadzieję,że u nas będzie lepiej ...zdecydowanie lepiej.a wiec :

W GÓRĘ SERCA POLSKA WYGRA MECZ, POLSKA WYGRA MECZ, POLSKA WYGRA MECZ !!!

w sobotę od 14.50 a w niedzielę od 18.25 siedzę przed tv ubrana w barwy narodowe i głośno krzyczę

DO BOJU DO BOJU DO BOJU POLACY !!!!
 Posted by Picasa

wachtowe dialogi

 
Bałtyk szumiał złowrogo, pokład opustoszał.Kto nie miał już czym dzielić się z Neptunem (a trzeba wam wiedzieć, że Neptun choruje na żołądek i przyjmuje tylko lekko nadtrawione pokarmy) zaległ w koi szukając ukojenia dla wyczerpanego żołądka i odrobiny snu (dodać należy, że oprócz złowrogiego szumu Bałtyk zafundował nam wtedy niezła huśtawkę ... 7B od dziobu i jazda bez trzymanki góra-dół ).Reszta załogi wyglądając jak zombie polegiwała to tu to tam pod pokładem. Przy sterze ledwożywa złośnica udawała, że wie co robi i dokąd płynie, w istocie jednak zastanawiała się czy treść żołądkowa zdoła dolecieć za burtę czy też brutalnie zbudzi słodko śpiącego oficera.Pewnie musiałaby to sprawdzić empirycznie gdyby spod pokładu nie nadeszło wybawienie.To Błażej w akcie łaski przyszedł zmienić ją za sterem.

B - sieeema, jak sie trzymasz ?
Z - Ja? rewelacja ...zupełnie nie wiem czemu wszyscy tak narzekają - obrzydliwie skłamała złośnica
B - eee to wracam pod pokład ... myślałem, że marzysz o tym by cię zmienić
- powiedział odchodząc
Z - Błażej wracaj - niemal błagając odpowiedziała
B - nooo dobra ale masz u mnie dług ... no i posiedzisz tu ze mną bo padnę


i tak oto Złośnica znalazła chwilę by spełnić swój obowiązek względem Neptuna, a następnie w kącie na mostku gdzie docierała tylko co 4 kropla deszczu naciągnęła kaptur na głowę i ...zasnęła.

godzina później :

B - wstawaj .... mam prośbę ....
Z - czego ? - odpowiedziała jak zwykle miło.
B - przyniosłabyś mi herbatki cooo ? - ladnie poprosił zmarznięty wybawca
Z - spadaj ... niedobrze mi ! - odparla niewdzięcznica


tak to z tymi piratami jest, mili ale tylko gdy czegoś chcą. od tamtej pory przez kilka lat Błażej zwracał się do złośnicy per Herbata.Urazy nie nosił w sobie gdyż będąc na miejscu Z pewnie zachowałby się tak samo.





 

2006-07-27

pirat - również drogowy niestety :/


Jak po tytule można się domyślać, dostałam mandat - 100zl i 6pkt.Za co? ponoć przejechałam na czerwonym świetle.Fakt jest taki,że się spieszyłam, fakt również jest taki, że było pomarańczowe, ale to policjant ma zawsze racje i jak sie uprze to na nic się zdadzą lamenty i błagania.Dostałam po uszach bo wydawało mi się,że w takiej sytuacji zawsze się wybronię.To mój pierwszy mandat z bloczka.Policjant był miły ale bardzo stanowczy, próbowałam wszystkich sztuczek..nie pomogło ... a na odchodne powiedział mi : do zobaczenia ! pfff odparłam : mam nadzieję,że już się nie spotkamy ... ehh młody "świeży" krawężnik... nie ma nic gorszego! Ten drugi to może i by mnie puścił,a może nie.Następnego zatrzymanego zabrali na komnedę - wyprzedził inny samochód ruszając spod świateł(na pasach) podobno popełnił 3 wykroczenia, jakie? nie mam pojęcia... więc może to i dobrze,że się nie zatrzymałam, bo pewnie ruszając zrobiłabym to samo ...a wtedy 500 zł nie moje.Do tego wszystkiego wciąż czekam na zdjęcie z fotoradaru, to już ponad 2 tygodnie.ojj będzie 8 pkt i 300-400 zł.Chowam prawko do szuflady i szukam kierowcy (płeć obojętna). Ja i tak najlepiej czuję się na wodzie !

 

2006-07-26

Prace bosmańskie czyli nie samym rumem pirat żyje.


Dziś kapitan tej złosnicowej krypy zwanej "przeznaczeniem" czyli złośnica we własnej osobie doświadczyła ogromu pracy w piekącym słońcu.Przez niemal 4 godziny zdobywała doświadczenie w obsłudze wkrętarki,młotka,śrubowkręta oraz folii.stukała,pukała, wkrętarkowała a pot lał się z jej ślicznego czoła.Gdy przestała znęcać się nad ofiarą ta była już w częściach. Dorwała się wtedy złośnica do folii, woreczków i długopisu a następnie popakowała i poopisywała poszczególne części aby za kilka lat znów zrobić coś z niczego.Tak oto część mebli biurowych została rozmontowana i zapakowana. Za kilka dni następny level - transport.Za kilka lat level 3 - kompletowanie wywiezionych części i próba zrobienia z nich mebli.Wtedy okaże się zapewne, że karteczki, które z takim mozołem kaligrafowała złośnica są o kant dupy roztrzaść bo połowa potargana a reszta zginęła, a śrubki sobie poszły bo im się znudziło ...ale wtedy to złośnica pomyśli o zwerbowaniu bosmana.Jakie to szczęście,że to dopiero za kilka lat.


 

2006-07-25

sms z wakacji

Jest jeden taki facet co potrafi zmiekczyć moje serce totalnie.Dostaje to na co aktualnie ma ochotę a mnie wydaje się,że to jest właśnie to czego ja chcę.Jest słabym punktem w moim parszywym życiorysie.Dla niego gotowa jestem stanąć do nierównej walki skazana na przegraną, dla niego zamieniam się w położną, dla niego pokochałam makao,dla niego nie straszna mi pobudka przed 7 ani kubełek lodów na czczo .... kochana załogo, oto V.I.P naszego statku ...
...oto Fi !


niech mu tylko włos z głowy spadnie to przysięgam nabiję głowę winowajcy na pal a resztę będę smażyć w piekielnym ogniu aż do samych kości.Nie spocznę aż nie wykonam bo ... bo ja tego drania bardzo kocham.
Powodem tej notki jest oczywiście wspomniany w tytule sms z wakacji, którego to moje maleństwo kochane raczyło mnie (i tylko mnie) dziś wysłać. Posted by Picasa

nigdy w życiu

 pewnie dość często pojawiać się będą teksty gdzieś 
usłyszane, przeczytane itp. 
dzisiejszy dzień sponsoruje cytat z "nigdy w życiu" :

"po pierwsze nigdy nie załamuj rąk , nie poddawaj się ! 
po drugie nigdy w życiu nie ufaj facetom.
Oprócz sexu nie nadają się do niczego ."




cytat bardzo apropo tego co teraz u mnie aktualnie blah. dodam tylko "nigdy nie mów nigdy" odnośnie pkt pierwszego, a mój komentarz do drugiego : czasem nie nadają się nawet do tego! ...

a teraz droga załogo pożeglujmy na spotkanie z Morfeuszem 



jestem piratem - czyli cała prawda o mnie


jestem piratem ... nie mam swojego stałego lądu.Podbijam i niszczę jak PiS nasze państwo.Nie potrafię nic zbudować już nawet przestałam się starać.Nie dla mnie stały ląd, bezpieczeństwo i stabilizacja.Biorę ofiary z zaskoczenia, wywieszam swoją flagę tylko po to, by zaraz ją zwinąć z nawet mnie nieznanych przyczyn.Coś wodzi mnie na pokuszenie,mnoży niepokoje.Jak każdy pirat próbowałam odnaleźć swój kawałek podłogi, 2 razy uległam, chciałam dobrze a wyszło jak zawsze ...3 raz nie sprobuję, za dużo to kosztuje ....
moje życie "osobiste" to walka podjazdowa, piracki abordaż ...
... nie biorę jeńców - jestem piratem Posted by Picasa

2006-07-24

taaaaka RYBA

s dzis złapalismy taaaaka rybę.Oj szaleństwo było na pokładzie.Osmielę się stwierdzić, ze była to najbardziej obfotografowana ryba tego tygodnia.Załoga biegała z aparatami pełna podniecenia, bosman rybo-jadacz zacierał ręce na samą mysl o pysznym carpaccio , kuk juz ostrzył sobie pazurki zeby zabrac się za patrzoszenie.... i tylko wachta kambuzowa miała niewyraźną minę ... no bo przeciez ktos będzie musiał to wszystko posprzątać ....


z okazji otwarcia tego blogowego pokładu zapraszam wszystkich na carpaccio i butelkę rumu :)
(dla wachty kambuzowej extra druga butelka... zeby łatwiej się sprzątało )
 Posted by Picasa

sentymentalnie


zachód słońca nad Niegocinem... to typowy obrazek z wakacji mojej "mlodosci" ...kilka lat pod rzśd własnie tam spedzalam wakacje i wlasnie tam bylo mi najlepiej. Dziwne,ze juz zaczynam sie robic sentymantalna. podobno taki klasyczny sentymentalizm pojawia sie dopiero jak juz ma sie wnuki ...a tu prosze..nawet ćwierć wiecze nie minęło a ja juz tracę czas na wspomnienia ...ehh ta moja marzycielska dusza ....

sternik kurs na Tortugę ...yyy znaczy Giżycko !

Ahoj !

Witam na pokładzie złosnicowego bloga! Jeszcze nie wiem dokąd popłyniemy,ale będziemy krasć, rabować i topić tych, którzy satawiać będą opór !

Skąd u mnie takie pirackie zapędy ? pewnie to wszystko wzięło się od Piratów z Karaibów ;) z żeglarstwem mam do czynienia już ladnych parę lat ...jakies 12, na żaglowcu pływałam 2 razy i były to wspaniałe rejsy ! nie ma nic wspanialszego od wschodu słońca podziwianego za sterem kołyszącej się gdzieś na Atlantyku krypy. Cała załoga jeszcze spi ... ja przy sterze i gdzies na pokladzie leniwie snująca się reszta psiej wachty... oj rozmarzyłam się !

do lin załoga ! ster prawo na burt !