2008-02-17

Weekend lutowy




Złośnica spędziła ten weekend w miłym towarzystwie i w bardzo interesujących okolicznościach przyrody. Taką zimę zobaczyć w tym roku to jest coś ! - Pomyślała Z wysiadając z samochodu. Śniegu było na tyle dużo, że Zlośnicowóz zakopał się na parkingu przyjemnie. Z minuty na minutę białego puchu było coraz więcej. Padało nawet wtedy gdy całą ekipą siedzieli przy ognisku czekając, aż kiełbaski osiągną oczekiwaną temperaturę. Czekanie to umilali sobie jak umieli, śpiewem, przytulaniem, toastami.Po kiełbaskach i szampanie urodzinowym pewnej damy, towarzystwo przeniosło się przed kominek, gdzie dołączyła kolejna, trzecia już gitara. Nagła cisza, która nastała niespodziewanie, zwiastować mogła tylko jedno - zaczynało świtać. Towarzystwo poległo pod śpiworami, a nad tym aby słońce nie zakłócało ich kamiennego snu czuwały okiennice.Z upływem kolejnych godzin z łóżek wstawały coraz to liczniejsze postaci przypominające ludzi. Ktoś nastawił wodę na kawę, ktoś inny sporządził listę zakupów. Niektórych znaleźć można było skulonych w kącie werandy i delektujących się smakiem porannego papierosa. Dochodziła 12. Dwie bohaterki tego poranka wsiadły w Złośnicowóz, by dowieźć pozostałym niezbędne do dalszej egzystencji produkty. Żeby tradycji stało się zadość na piecu postawiono ogromy gar z wodą, która pod wpływem ciężkiej pracy kolektywu zamieniła się w pyszny ożywczy żurek. To był cud. Zebrani zaczeli coraz bardziej przypominać ludzi i coponiektórzy ośmielili się nawet pobiegać po śniegu i spróbować swoich sił w rozmowie i śpiewie. Tak, to mogło oznaczać tylko jedno. Czas na kolejne biesiadowanie. Niestety siarczysty 25 stopniowy mróz uniemożliwił rozpalenie ogniska. Strawa przygotowana więc musiała być na patelniach, co jak się można było domyślać przyciągnęło większość kolektywu do kuchni. Kuchenne śpiewanie po pewnym czasie przeniosło się do salonu gdzie trwało do białego rana. Właściwie do momentu, gdy rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu. Później już tylko pożegnalny kubek żurku, odkopanie zasypanych samochodów, odpalenie upadłych akumulatorów i można było wyjeżdżać.
Żeby oddalić od siebie moment powrotu do domu Złośnica pojechała jeszcze odwiedzić słoWacki sklep i zatrzymała się w dordze powrotnej na pyszny obiad.
Nie zmienia to jednak faktu, że weekend był zdecydowanie za krótki.

Wasze zdrowie weekendowi towarzysze !

Niech służy !

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

lol ile snieeeggguuu!?!? ależ Ci zazdroszczę :(( wiem wiem generalnie to ja zmarźluch stem, ale takiego śniegu tej zimy nei widziałam:((

p.s. ciekawe po co to o słowacką stronę zahaczyłaś :pp

Złośnica pisze...

no jak po co ... po składniki na napój bogów ;)

ps. niestety p[rezentu dla Ciebie nie mam, bo nie bylo satysfakcjonującej jakości :(

Mysza pisze...

hehehe
dobrze napisane :)
Zlosnico
dzieki za weekendzik ...

Gizz: my tez zmarzluchy ale bylo cuuuuuuudnie na dworku

Anonimowy pisze...

uooooooo a ja żyłam już myślą o tym rumie a buuuuuu

myszka: no własnie widzę cholera :)

Anonimowy pisze...

OT: Jeśli masz ochotę się pobawić ;-)