2009-01-03

święta, święta i po świętach - czyli o świętach po świętach ;)

Wigilia - moje największe tegoroczne rozczarowanie. Dlaczego ? pewnie dlatego, że dla mnie Wigilia to wieczór niezywkle uroczysty. Staram się włożyć w jego przygotowanie jak najwięcej uwagi. Tym razem podeszliśmy do całej oprawy bardzo minimalistycznie. Szybka kolacja z mniejszą niż zazwyczaj ilością potraw i mniej uroczyście. Ważne jednak było to, że byliśmy razem. Spędziłam ten wieczór w maleńkim gronie najbliższych. Byliśmy w 4 i odrobinę brakowało radosnego śmiechu, który rozbrzmiewał przy stole w latach ubiegłych. Z nowości powiedzieć muszę, że wbrew swoim przekonaniom* zjadłam Karpia ! Smaczny był, ale na drugi kawałek dam się pewnie namówić nie wcześniej jak za rok. Na pasterkę nie dotarłam. Nie było z kim. Rodzice leniwie rozsiedli się w fotelach i powiedzieli kategoryczne NIE !

Boże Narodzenie - w takim samym gronie jak Wigilia. Byłyśmy z mamą na cmentarzu. Chwila zamyślenia i wspomnienia o tym jak to było gdy do stołu siadał dziadek. Mój ukochany dziadek....ehhh smutno :( Byłam też u Mateusza ... to pierwsze święta bez niego. U niego w domu świąt w tym roku nie było. Dzień jak co dzień. Zbyt wiele bólu jeszcze pozostało. Nie minął jeszcze nawet rok :( W kościele jak co roku chrzty. Wśród maluchów była również Aleksandra. Jeżeli to prawda co mówi definicja tego imienia to już współczuję rodzicom. Reszta dnia to karty i telewizor. Tego też jest mi za mało w ciągu roku. Uwielbiam grać z moimi staruszkami. Fakt, generalnie przegrywam, ale sam fakt grania przyprawia mnie o radość wielką .

II dzień Świąt - wyjazdowo u rodziny.
Dopadła mnie choroba. No może przesadzam. Zatoki się odezwały. Z gorączką i wybitnie pociągająca usiadłam przy stole z tłumem ludzi. Taaak tutaj czuć święta. Bartosz zagrał kilka kolęd. Śmiechu i opowieści różnej treści było sporo. Pograłam z kuzynami w grę, której nazwy nawet nie znam. Wypiłam po "kieliszeczku" dobrych trunków domowej roboty, no i te ciasta cioci Krysi! Orgazm spożywczy można rzec !
Fajnie było. Natomiast wieczorem, zgodnie z tradycją mocno po 22, odwiedził mnie sąsiad. Jeden z Irlandzkich "uciekinierów". Nie widzieliśmy się chyba od lutego więc było o czym opowiadać. przypomniały nam się czasy, gdy wychodził ode mnie jak zaczynało świtać. dobrze wiedzieć, że u niego wszystko gra. Rozwija się i robi to co lubi. Niesamowicie mnie to cieszy, bo to strasznie fajny sąsiad jest.

Brak komentarzy: