2006-08-18

Pierwsza noc - wcale nie ta najgorsza


W morze wypływaliśmy gdy zapadał zmierzch.Pomachaliśmy lądowi i schowaliśmy się pod pokładem bo pogoda była parszywa. Wiało 6B, padał deszcz i było okropnie zimno.Mając swiadomość, że za kilka godzin obudzą mnie i trzeba będzie stać przy sterze zaległam w koi.Ciężko było zasnąć bo w głowie kłębiła się masa myśli. Tęsknota za Misiem, emocje całego dnia, strach przed chorobą morską, niepewność przyszłych godzin a co dopiero dni.Zmęczona myśleniem o tym wszystkim niewiedzieć kiedy zasnęłam. Pewnie śniło mi się coś ładnego i byłoby całkiem przyjemnie gdyby o 0345 mnie nie obudzili - "wstawaj zaraz wachta, załóż sztormiak bo wciąż pada". Zanim otworzyłam oczy już usłyszałam, że w toalecie wymiotują na zmiane przynajmniej 2 osoby. Czyżby ominęła mnie jakaś dobra impreza ?? 30 sec później zrozumiałam, że to nie impreza, to to cholerne bujanie ! Mój żołądek zaczynał powoli się budzić i domagać dołączenia do "balangowiczów". Zerwałam się z koi, złapałam w rękę sztormiak i buty i ubierając się w biegu wypadłam na pokład. Uderzyła mnie totalna ciemność. Była już prawie czwarta, ale niebo szczelnie zasłaniały ciemne chmury z których leniwie kapał deszcz. Zimne powietrze na chwilę uciszyło mój rozbujany żołądek. Dotarłam na mostek. Zgłosiłam oficerowi obecność i gotowość do służby. Ucieszył się. Z mojej wachty pojawiły się tylko 3 osoby. Na zmianę uczyliśmy się tak sterować tą rozbujaną karuzelą, żeby chociaż w przybliżeniu trzymała kurs. Było to piekielnie trudne. Odliczaliśmy minuty do końca wachty i marzyliśmy o tym, żeby już się połozyć. O 0745 obudziliśmy wachtę pierwszą, po podniesieniu bandery przejmowali po nas obowiązki. O 0750 zadzwoniłam na pobudkę. Jeszcze tylko bandera, kilka słów kapitana i będzie można iść spać.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

pamietam to doskonale. To jedno z najmilszych moich wspomnien wbrew pozorom.Pisz o chopinie pisz !

Anonimowy pisze...

no a co w koncu z Twym zoladkiem ?