2006-08-15

Weekend część trzecia i ostatnia.

NIEDZIELA - czyli dożynki

Zabijcie mnie - to była pierwsza myśl po przebudzeniu.No ale jak na pirata przystało dzielnie się pozbierałam.Zajęło mi to kilka godzin , no ale to najmniej istotny szczegół.W porze wczesnego obiadu przygotowałam śniadanie (z drobna pomocą mamy za co dziękuję). Z pełnymi brzuszkami leniwie oddaliśmy się w krzyżowy ogień zawiłych pytań psychiatry ( w tej roli wystąpił warszawiak).Spokojnie przebiegające zajęcie przerwał dadi wpadając do nas z dzbankiem miodu pitnego własnej produkcji.Mniam mniam. Napój sprawił, że Giz zamiast jechać do domu i wspierać swoją biedną siostrę podczas inwazji gości, została godzinkę dłużej niż planowała.Po kilku głębszych łykach boskiego płynu jednak opuściła nasze zacne grono. Dopełniłam kubeczki do pełna i wyjęłam karty.Panowie zawiązali koalicję przeciwko mnie, no bo jak to może być żeby kobieta ich ogrywała i swoimi niecnymi postępkami przepchneli warszawiaka na sam szczyt tabeli. Wskutek niezadowolenia z przebiegu rozgrywki oraz zbyt dużej ilości miodu udałam się na krótką drzemkę. W tym czasie warszawiak czytał jakaś zboczoną ( jak sie później okazało ) książkę a Słodki budował jakieś niezidentyfikowane obiekty chyba latające.Zrobiło się późno.
W pośpiechu komponowałam strój na kolejny dzień rozgrywek Ligi Światowej, porządkowałam wszędobylski bałagan i krzyczałam na Warszawiaka.na kogo trzeba przecież. Odstawiliśmy Słodkiego w pobliże miejsca jego zamieszkania i wziuuu pognaliśmy na mecz.Pod namową Warszawiaka skusiłam się na piwo.Z sokiem.Połowa wylądowała w koszu.Co za dużo to niezdrowo.Z lekko skołowaną głową dobrneliśmy na trybuny.Bałam się,że przesiedzę całe spotkanie, bo nie czułam się najlepiej.Pierwsze piłki wprowadziły mnie w ogromny szał radości.Poderwałam się do dopingu a w moich żyłach zawrzała krew.Tak to byłam prawdziwa ja.Razem z Warszawiakiem darliśmy się aż miło.Kolejne akcje naszych wspaniałych siatkarzy dodawały sił by krzyczeć jeszcze głośniej.Gdy wygrali trzeciego seta myślałam, że się rozpłaczę z radości !!!!!wynik : 3:0 ... Amerykanie nie mieli szans.
BIAŁO-CZERWONE TO BARWY NIEZWYCIĘŻONE !!!!!
Po meczu pizza i spacer. Tak lubię.Znowu poszliśmy spać po 1.Rano o 6.12 pociąg do wawy .... kiedy ja się wyśpię ????

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

chciałam ją zabić, naprawdę chciałam, ale sił zabrakło ;( nei pamiętam, która była godzina, gdy usnęłam, ale pamiętam, że pora, o której mnie obudzono (szlag by ich) była zdecydowanie za wczesna! a ta cholera śniadanie przygotowała po dwu godzinnych błaganiach, ale trzeba przyznać, iż było tia smaczne, że nawet ja się skusiłam (pomidorki rulezz) ;)

Anonimowy pisze...

byłabym zapomniała!? miodzik mrrrrrrrrrrr - dla niego mogłabym znowu wracać do domu z trzema przesiadkami ;p

Anonimowy pisze...

jakie niezidentyfikowane?! jedno to byłem ja, a drugie, to był bolid F1 ;-)